Wydawnictwo Literackie, Anna Arno, Sabrina Benaim

Sabrina Benaim, "Depresja i inne magiczne sztuczki"

Czy kanadyjska jutuberka mówiąca o depresji (i nie tylko) w stylistyce łączącej poetycki slam z instapoezją i stand-upem to popkulturowa bańka, w której niewiele treści, a sporo pretensji? Czy może na odwrót? Najlepszy sposób na mówienie o tym trudnym doświadczeniu do ludzi, którzy większość życia spędzają przed ekranami komputerów i smartfonów? Czym jest “Depresja i inne magiczne sztuczki” Sabriny Benaim? Zastanawiam się nad tym od kilku tygodni i nie mam jednoznacznej odpowiedzi, niestety. 

Jest zatem tak - książka Benaim to zbiór kilkunastu mniej lub bardziej lirycznych monologów, w których autorka opowiada o sobie - randce, depresji, orgazmach, przyjaciółkach, rodzinie, emocjach. Wszystko to podane w manierze ekstatycznych, parapoetyckich monologów, z wielką wewnętrzną pasją i zaskakującą siłą. 

Benaim przeplata repetytywne, autoreferencyjne teksty z poezją jakości instapoezji, przymilaniem się do czytelników (“mam nadzieję, że ta książka będzie / przyjacielem, przypomnieniem, testamentem / że pierwszym krokiem do relacji jest rozmowa / dziękuję & cześć”) i slamową gwałtownością. Efektem końcowym jest kakofonia literacka, która dobrze czyta się na głos, ale niekoniecznie nadaje do cichej lektury. Bez kłopotu można zlokalizować źródło problemów z “Depresją i innymi…” w pochodzeniu od występu, który został przepisany w książkę, celem monetaryzacji popularności jutuberki. I tu się gubi to wszystko, co jst jej osiągnięciem - wyjątkowy język, emocjonalność, to co poetyckie w mowie zatraca się i spłaszcza. A szkoda, bo ma sens. 

Benaim pokazuje świat, któremu grozi ciągły rozpad, który w swoim przebodźcowaniu nie ma ani chwili na wytchnienie, wciąż musi niczym w szalony rapie czy monologu Molly Bloom odwoływać się do siebie, wracać, powtarzać, rozpadać się i szukać struktury. W kreacji językowej kanadyjskiej autorki dostrzec można próbę literackiego zilustrowania współczesnej kultury i liryki mediów społecznościowych. Łącząc banalność ładnych zdań z insta z ekshibicjonizmem podcastu dorastającej dziewczyny i przetrawiając to przez treści psychoterapeutyczne, Benaim udaje się wyjść poza banał i naiwność, ale dalej jest to literacko wątpliwe, zbyt bełkotliwe, ale możliwe, że nie o literackość tu chodzi, że to w ogóle nie podlega pod te kategorie, że to książka napisana po to, byśmy umieli się z nią identyfikować. 

W najważniejszym dla niej tekście, “tłumaczę moją depresję mamie. rozmowa”, gdzie autorka pokazuje, jak jej matka nie jest w stanie pojąć, że gdy mówimy, że w depresji nie widzimy światła, nie chodzi nam o kiepskie oświetlenie pokoju, że gdy nie możemy zasnąć, to liczenie baranów nie pomoże, bo liczyć umiemy tylko “powody do niespania”. Przyznaję, że jako osoba, której nieobca tematyka depresji przynajmniej sezonowych i sezonowo przyjmowanych specyfików na nią, jestem w stanie zidentyfikować się z tym tekstem. Ba! Mogę dodać całą litanię idiotycznych tekstów, które można usłyszeć w ramach specyficznie postrzeganej “pomocy” osobie z depresją. Gdy “ojciec przeprowadza się do innego kraju & nie ma jak przeprosić, soro wcale mi nie jest przykro” moża odkryć, że “na kurtce można polegać bardziej niż na ojcu”, a bycie singlem oznacza “chodzenie tydzień w jednym dresie”, pewnie wiele osób bez kłopotu odnajdzie się w tych tekstach. 

Ale czy jest to dobra literatura? Czy to jest udana poezja? Czy to w ogóle jest poezja? Ja bardzo lubię instapoezję, bo dzięki jej banalności, która często jest przykrywana angażującą i zaangażowaną, zasłoną dymną ze spraw osobistych i prywatnych, możemy zadać pytania bazalne dla samego sensu lektury, czy naszego odbioru literatury. Ciekawsze spory możemy czasem prowadzić dzięki Rupi Kaur niż dzięki Herbertowi. No dobra, przegiąłem. 

Benaim nie jest lekturą banalną, na pewno jest lekturą, dzięki której wiele osób może przeżyć swoiste “katharsis”, zobaczyć, że ich uczucia i emocje nie są wyjątkowe, że ktoś je rozumie, podziela ten sam sposób widzenia świata. Z drugiej strony oczywiście w porównaniu z takimi klasycznymi tekstami o depresji jak “Ciemność widoma” Styrona czy “Osoba w depresji” Wallace’a to książka Benaim wydaje się miałką literacką podróbką. Ale co z tego, jeśli działa? Recenzenckim kamieniem w “Depresję i inne magiczne sztuczki” tak łatwo nie rzucę. 

Książkę przełożyła Anna Arno i jak sobie posprawdzałem, to nie jest optymalnie dobre tłumaczenie, można było chwilami ciekawiej, ale rozumiem też, że materia skomplikowana i jakoś trzeba było uzyskać przejrzystość tekstu. Nie jest źle, ale bez zachwytu.
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jak nazywał się chomik Ewy Kuryluk?