Świat Książki, Justyna Kopińska, ściema roku
[ŚCIEMA ROKU] Justyna Kopińska, "Obłęd"
Muszę przyznać, że w tej kategorii książka Justyny Kopińskiej była bezkonkurencyjna. “Obłęd” jest książką, którą uroczyście ogłaszam ABSOLUTNĄ ŚCIEMĄ ROKU.
Jakie to jest złe i to na ilu poziomach! Porażająca jest świadomość, że autorka, która kiedyś potrafiła napisać całkiem ładne zdanie podrzędnie złożone, dzisiaj tworzy książkę, w której pojedyncze, koślawe zdania tworzą między sobą niezamierzoną konkurencję w walce o tytuł “najbrzydsza fraza roku”. Gdy zestawi się “Obłęd” z jakąkolwiek - poza felietonami w “Vogue”, których czytać się po prostu nie da - książką Kopińskiej, zdawać by się mogło, że to jednak napisał ktoś inny. I ta informacja jakoś by mnie pocieszyła, bo jestem w stanie to zrozumieć, autorka była zmęczona, dała nazwisko na okładkę, domyśliła fabułę, jako tako wskazując na najważniejsze jej elementy i dała jakiemuś niezgrabnemu “ghostowi” do wypełnienia tekstem. Ale istnieje obawa, że Kopińska napisała to własnoręcznie.
Zacznijmy od ściemy absolutnej, czyli okładki, na której widnieją logotypy nagród, które Kopińska dostała za inną książkę przed trzema i czterema laty. Sugestia, że to “Obłęd” jest tak nagradzanym tytułem tylko ośmiesza te nagrody, bo przecież za takie banalne, niewiele lepsze literacko od Blanki Lipińskiej produkcje jednak nagrody Torańskiej jeszcze nikt nie dostał i miejmy nadzieję, że to nie nastąpi. Nagrody sugerują też, że książka, którą czytacie jest oparta na faktach, czy wręcz może jest reportażem. Sugestie te pojawiają się również w samej książce (główny bohater właśnie pisze reportaż z oddziału psychiatrycznego), szczególnie na skrzydełku, gdzie celowo napisano “wszelkie podobieństwo… jest przypadkowe”. Suflując tym samym czytelnikom reporterską referencyjność treści.
Opowieść o psychopatycznej ordynatorce (oczywiście wszystkiemu winna matka!) zarządzającej widmowym oddziałem (szpital oczywiście w starych murach) psychiatrycznym, nad którym nikt nie ma kontroli, a metody stosowane przez lekarkę przypominają co najmniej obozy koncentracyjne czy pomysły wyrafinowanych sekt, byłaby do udźwignięcia jako absolutna fikcja. Jednak sugestia, że Kopińska napisała fikcję, bo “nie każdą prawdę można opisać w reportażu” kieruje nas do zadania sobie pytania - a może jednak są takie szpitale? A może są tacy lekarze? I w tych pytaniach bez problemu kanalizują się zbiorowe emocje i nastroje, bo przecież wszyscy się boimy psychiatrów, bo przecież znamy słowo “psychuszka”, a do Kocborowa, czy gdzie tam, wysyłają nas od dawna nawet powiedzonka.
Kuriozalne, nieumiejętne opisy, zdania tempo drętwe, gdzie opis córki bohaterki niewiele różni się od opisu krowy w atlasie anatomicznym zwierząt, nadużywanie instytucji “deus ex machina” to jedno, ale mam do Kopińskiej poważniejszy zarzut. Otóż sugerując, bez dowodów, istnienie tego rodzaju szpitali, pokazując w pozbawiony refleksji sposób funkcjonowanie systemu ochrony zdrowia, świadomie i trafnie dotyka obaw społeczeństwa przed leczeniem psychiatrycznym. Tym samym robi krecią robotę wszystkim, którzy od lat walczą o to, by pokazać, że warto iść do psychiatry, że nie ma się co bać hospitalizacji itd. Nie oddzielając fikcji od rzeczywistości wykorzystuje emocje i nastroje, by osiągnąć własny cel - ponownie wykreować się na tę, która staje po stronie ludzi, a nie systemu, która zna tajemnice i tajniki, do których my nie mamy dostępu. Autorka przyznaje - w czymś w rodzaju posłowia - że niektóre z wypowiedzi bohaterów cytują “przemówienia przywódców III Rzeszy”. To zabieg niebezpieczny, wyjątkowo kiczowaty i prostacki. Okazuje się, że pisząc o “złu absolutnym” można napisać książkę “absolutnie złą”. Dokonała tego Justyna Kopińska, autorka kiedyś nagradzana. Moje serdeczne gratulacje.
Najbardziej przereklamowana, moim zdaniem niebezpieczna i manipulatywna książka roku. Czyli ŚCIEMA ROKU.
Skomentuj posta