Znak, Wisława Szymborska, Kornel Filipowicz

Wisława Szymborska, Kornel Filipowicz, "Najlepiej w życiu ma Twój kot. Listy"

“(...) radio doniosło, że odkryto Atlantydę. Jestem tym szalenie zbulwersowana, bo wiesz przecież, że takie rzeczy zajmują większą część mojej głowy” pisze w lipcu 1973 roku przyszła noblistka do swojego ukochanego, który aktualnie łowi ryby.

Lądowanie na księżycu też zaprząta jej głowę, do czego przyznaje się trochę niechętnie: “Mimo wszystko żyję tym trochę i doceniam fakt nie tyle w pionie technicznym, ile psychologicznym. Oglądałam wyruszenie, czyli wystrzelenie w pustkę. Pewne wrażenie jest.”. Po lekturze “Najlepiej w życiu ma Twój kot. Listy” Szymborskiej i Filipowicza muszę przyznać, że wrażenie jest dużo większe niż się spodziewałem.

Jedna złośliwa uwaga na sam początek (później będę się prawilnie zachwycał) - jak to jest, że poetce tak strzegącej swoje intymności wydano nigdy nie publikowane, młodzieńcze (strasznie do tego słabe) wierszyki a teraz wydaje się listy z jej życiową miłością? Rozumiem względy artystyczne i chęć podzielenia się zasobami archiwów Szymborskiej, ale to pytanie należy stawiać. Na szczęście po koszmarnej “Czarnej piosence” dostaliśmy literaturę bardzo wysokiej próby.

O związku Szymborskiej z Filipowiczem do tej pory mogliśmy przeczytać niewiele - oprócz tego, że byli niezwykle zgodną parą, która nie mieszkała razem, to biografie poetki raczej nie drążyły tematu. Dzięki publikacji listów wiemy więcej ale bez przesady. Kilkaset listów bardzo osobistych okraszonych kalamburami i absurdalnymi kolażami powstało - z racji mieszkania obojga pisarzy w jednym mieście - gdy jedno z nich było na wywczasie, a to Szymborska w sanatorium czy domu wypoczynkowym Astoria, a Filipowicz na rybach czy innych biwakach. Szczególnie obszerna i najciekawsza jest korespondencja z czasu pobytu Szymborskie w sanatorium w roku 1968, stanowiąca około ⅓ całego tomu listów.

Dowiadujemy się o naprawdę głębokiej i żarliwie wyrażanej miłości obydwojga. Przy dużym dystansie do siebie i świata, Szymborska we fragmentach miłosnych jest uroczą, tak jakby szczebioczącą, zakochaną kobietą. Jest trochę o tworzeniu literatury (Filipowicz wspomina o tym częściej, Szymborska kilka razy pisze o długotrwałości procesu tworzenia “wierszyków”), jest odrobinę o stosunku do władz i socrealu (stosunek jest negatywny), trochę plotek towarzyskich ale najwięcej jest o sprawach drobnych, naprawach, remontach, ustaleniach terminarzy i tras przejazdów. Mimo to najważniejsze w całej korespondencji jest niezwykłe uczucie, które po śmierci Filipowicza znalazło swoją literacką reprezentację w jednym z najsłynniejszych wierszy w polskiej literaturze - “Kot w pustym mieszkaniu”.

W opublikowanym przez wydawnictwo Znak korpusie znajduje się sporo listów wysyłanych do Filipowicza (rzadziej do Szymborskiej) a to przez hrabinę, młodą polonistkę czy rozpaloną polonuskę. Ta ostatnia, imieniem Marianna wzbudziła mój największy zachwyt we fragmencie:

“Pan polski poeta, to Pan pisać w zła pogoda”

Listy pisane przez fikcyjne postaci, które występowały również w listach pisanych “na serio”, pisane przeważnie przez Szymborską, pokazują niesamowitą biegłość w używaniu stylizacji językowych i umiejętność balansowania na granicy śmieszności i kiczu. Niezwykłe uzupełnienie do wierszy.

Szymborskiej stworzono - chyba całkiem zasłużenie - wizerunek “pani od śmiesznostek”, poetki nie do końca poważnej, odrobinę zabawnej dziwaczki, której niezwykłe pasje fascynują publiczność - od wierszyków po wycinanki. Teraz z pewnością do tej legendy dojdą fikcyjne listy i zmyślone postaci. Mnie zafascynował temat często w listach się pojawiający - zakupów pocztówek w krakowskich antykwariatach. Budulec dla absurdalnych wycinanek zdobywało się dzięki całej sieci znajomości i uprzejmości sprzedawców odkładających albumy czy ciekawsze okazy kolekcjonerom. Będą “Listy” cytowane wielokrotnie i będą źródłem nowych cytatów “z Szymborskiej”, którymi internet jest i tak już wypełniony po brzegi. Miłośnicy jej twórczości z pewnością pamiętają o fascynacji Noblistki oryginalnymi nazwami roślin i zwierząt. W liście z 24 września 1969 roku znajdziemy dwa sympatyczne zwierzątka:

“Kochany! Zawiadamiam Cię, że bardzo bym chciała mieć futerko z ryjówek malutkich albo zębiełków karliczków. Miałam Ci wysłać pocztówkę z tymi zwierzątkami (żebyś wiedział, na co z Gargulińskim polować), ale mi się właśnie na nią wylała herbata (...). Ryjówka i zębiełek są to zwierzątka koloru bronzowego [sic!], oba mają długie ryjki, więc pewnie będziesz ich musiał szukać w ziemi. Gdyby Ci się zrobiło żal, to przywieź mi żywe, a futro mogę mieć z gronostaja (...), choć co prawda tyle już hołoty nosiło gronostaje, że nie wiem?

Zębiełek karliczek jest zwierzątkiem przeuroczym i właśnie straciłem sporo czasu na oglądanie filmów z “Lesser white-toothed shrew”. Dołączy to sformułowanie do moich ulubionych haseł-kluczy do tracenia czasu na jutubie. Polecam na przykład wpisać “otter swimming on his back” i godzinkę macie z głowy.

Chciałem napisać, że korespondencja ta przypomina nam o umieraniu sztuki pięknego pisania listów, ale to mizerna teza. Bardziej właściwe wydaje mi się stwierdzenie, że niezwykły, lapidarny kunszt Szymborskiej świetnie by się odnalazł w czasach komunikatów ograniczonych do kilkunastu znaków z emotikonami. Bo przecież w każdym esemesie znajdzie się miejsce na takie zdanie: “Kocham Cię bezustannie (tylko z przerwą obiadową)”.

W ostatnich dniach określenie “przerwa obiadowa” zatraciło swoje znaczenie i dopiero od jutra będziemy przywracać mu odpowiednie miejsce w życiu, a redaktor Szot publicznie dziękuje redaktor Wróbel za urozmaicenie jego ‘świąt’ niezwykle smacznym chlebem (ciastem?) bananowym. Doskonale się komponowało nie tylko z okładką "Listów" Wisławy Szymborskiej i Kornela Filipowicza, która to lektura z pewnością jest dla mnie jedną z najważniejszych w tym roku.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Całe jej życie opisała Helena Boguszewska