Targi Książki

Nie ma targów - cieszmy się!

Czas by ktoś to napisał, doszedłem do wniosku, że mogę - jak dobrze, że nie ma warszawskich targów książki!

Jaki wspaniały maj mamy dzięki temu, bez nadprodukcji książek. Bez sytuacji, gdzie tysiące złych nowości książkowych sprawia, że wartościowa literatura zginie w ogólnym zamęcie, bez tego corocznego “święta”, na które pracownicy wydawnictw musieli zapierniczać przez kilka miesięcy by jeszcze w ramach “nagrody” postać w weekend na stoisku i uśmiechać się do “ukochanych czytelników”, a w poniedziałek wrócić do biura i rozliczać tę piekielną imprezę.

Stałem tam chyba z dziesięć razy (jeszcze w Pałacu Kultury, co było torturą) i oczywiście umiem opowiadać o tym jak kochaliśmy naszych wspaniałych klientów, ale też jak w myślach mieliśmy “kup to i idź dalej, bo od godziny próbuję zjeść kanapkę”. I jak harowałem w ciepły majowy weekend tylko za to, że dostanę dzień wolny do odebrania. O łaskawości...

Jakże teraz spokojnie wygląda rynek książki - może więcej wartościowych książek ukaże się w czerwcu i lipcu, może kilka debiutów nam nie przemknie pod półkami, może będzie czas na kilka sensownych wywiadów w nienakładających się terminach, może - jak ostatnio proponowało wydawnictwo Dwie Siostry - choć trochę wrócimy do “slow reading”, także my, zajmujący się czytaniem zawodowo.

Póki co cieszę się, że w tym tygodniu “przyszło” tylko kilka tytułów i każdy z nich ma jakąś szansę na bycie przeczytanym. Wiem, że kryzys na rynku książki to zwolnienia, bezrobocie i tragedia wielu osób, ale jego pompowanie zwiększaniem tytułów przy spadku nakładów i środków na promocję kiedyś musiało się skończyć. Sami sobie to zrobiliśmy.

Spodziewam się, że wielu czytelników i czytelniczek za targami, autografami tęskni - nie martwcie się, kapitalizm nie lubi próżni, wrócą w takiej czy innej formie, ja nie mam żadnych złudzeń - apele o “slow reading” nic nie dadzą, a mało która firma zmieni swoje myślenie ze wzrostu na bezpieczną stabilizację.

Piszę już kolejny tekst o przyszłości po koronawirusie i większość moich rozmówców i rozmówczyń nastawionych realistycznie mówi, że nasze myślenie nie zmieni się tak łatwo. Jeden z rozmówców porównuje to do powodzi w 1997 roku - niby tyle się miało zmienić, a dalej buduje się na terenach zalewowych czy betonuje rzeki.

Więc wszystkich, którzy się martwią, że za rok w jeden miesiąc nie wyjdzie kilka tysięcy tytułów uspokajam - wyjdą. Niestety.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Ile fajerek w hecy?