Wojciech Szot, zdaniem_szota, Panna doktór Sadowska

1 rocznica ZdaniemSzota

[1 rocznica Zdaniem Szota]

Dobry wieczór Państwu, mija dzisiaj roczek temu miejscu!

Zaczęliśmy go wierszem Grochowiaka, a potem jakoś tak poszło.

Bardzo się cieszę z tego, że po wyjściu z poprzedniego miejsca, w którym publikowałem, odnaleźliśmy się w internecie na tym profilu. Jest was już ponad 16 tysięcy, w co trudno mi wręcz uwierzyć!

Dziękuję za tysiące komentarzy, setki interakcji, wiadomości, nadesłanych książek i zasadniczo chyba pewne zaufanie, które do siebie mamy. Wzajemne, bo ja nie widzę tej relacji jednostronnie, ufam też Państwu, że czasem, gdy chcę napisać coś trochę inaczej, niż by się tego można było spodziewać, to Państwo postarają się zrozumieć moje intencje. I to się zasadniczo fantastycznie udaje, czuję się raczej zrozumiany niż niezrozumiany, a to przecież podstawa.

Czytanie to pasja i zawód, które próbuję łączyć, choć oczywiście jest to z dnia na dzień trudniejsze, więc gdyby Państwo słyszeli o jakiejś robocie dla maszyny do pisania z funkcją oddychania i mówienia, to ja się bardzo polecam, bo kilku moich dotychczasowych zleceniodawców w ramach kowidowych oszczędności się pożegnało z dnia na dzień. Tym bardziej czuję wdzięczność dla tych, z którymi współpraca nadal się utrzymuje. I nie jest tajemnicą, o jakiej firmie tu myślę, bo choćby cykl [Książka Tygodnia] publikuję na ich serwerach. Tyle w temacie. Szukam zleceń i współpracy, moje możliwości Państwo łatwo mogą sprawdzić.

Powinienem się chwalić statystykami, ale jakoś tego nie czuję - fakt, że 200 tysięcy osób zobaczyło moje posty w samym tylko maju wystarczy mi jako punkt do ego i połechtanie narcyzmu. Mówi mi się, że powinienem więcej wrzucać siebie, staram się zastępować własny ryj pyskiem psim, ale wiem, że to nie wystarczy, żeby dzisiaj przykuć uwagę w internecie.

Fotografem jestem też raczej marnym - są rzeczy, z którymi trzeba się pogodzić. Powinno być więcej emotek, radosnych zapytań “a co tam dzisiaj czytacie”, “jaka pogoda u was kochani”, “jaką książkę polecacie na sobotniego kaca” i nieśmiertelne “jak radzicie sobie z książkami”. To prawda, wszystkie te metody działają na zwiększenie ruchu na stronie i waszego zaangażowania, bo jest jasne że chcecie się podzielić i może porozmawiać. Jakby pomnożyć te wszystkie interakcje, rozmowy, odpisywanie czy chociaż czyszczenie bloga z wulgaryzmów (no nie lubię, jak mi się w komentarzach bluzga, nawet w dobrej sprawie), to wychodzi z tego połówka etatu jak nic. Dość radosna, bo w domu, przy piesku i z elektrolitami w szklance, ale jednak etatu. Zatem instablogerem spod znaku tych, co potrafią w idealną prezentację, nigdy nie będę, ale powoli się uczę i trochę dostosowuje do tych niekiedy kuriozalnych wymogów nowoczesności. Choć jak ktoś się fotografował nago z książką, to chyba już wszystko powinien umieć zrobić… Przyznaję, że zrzucam ciuchy z siebie łatwiej niż robię zabawne miny czy układam książki w kolorowe stosiki. [Jak ja nienawidzę stosików pod kolor grzbietów książek, a jak to się świetnie klika...]

Zatem blog to wyzwanie i wcale nie łatwa sprawa. Na szczęście udało się w tym czasie napisać książkę “Panna doktór Sadowska”, która chyba już w sierpniu wpadnie w wasze ręce (oby!), udało się zacząć pracę nad dwoma kolejnymi, dostać kilka ciekawych zleceń… ale nie ukrywam, że ja mam spory apetyt i ambicje wyostrzone, więc jestem bardzo otwarty na to, co się może jeszcze zdarzyć.

Mam sporo momentów zwątpienia w działalność tego typu. Wciąż w głowie mam stereotyp tego, że jak się nie siedzi w biurze 8h czy nie kopie soli ziemi czarnej, to jest to taka sobie praca. Niestety, obserwuję też trudności z monetaryzacją tego rodzaju działalności. Jako człowiek przez lata współprowadzący firmę, której się pozbył, bo chciał się rozwijać i nie rozumiał potrzeby maksymalizacji zysków, pewnie miałbym inną biografię, gdybym na studiach zamiast w magazynie z książkami i przed fakturami siedział na darmowych stażach w redakcjach. Wciąż bowiem na rynku książki dużo bardziej niż to, co robisz, liczy się to, jaki tytuł za tobą stoi, co można dopisać do twojego nazwiska. A “bloger książkowy” brzmi wciąż podejrzanie. To się szybko zmienia, w czasie kwarantanny widzę, że nagle dziennikarze prasowi zaczęli usilnie zabiegać o zasięgi internetowe, ale szybko wrócimy do pewnej nudnej formuły, może z jakimiś korektami.

Jak na urodziny, to ja tu sporo chyba marudzę, ale mam nadzieję, że z jako takim sensem. To są pierwsze urodziny "na swoim". Dożyć drugich będzie niełatwo, ale jeszcze mam w sobie sporo przekory, by to zrobić. I by w końcu przejechać na rowerze z Warszawy do Sopotu. Trzymajcie kciuki.
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jak nazywał się chomik Ewy Kuryluk?