Albatros, Wojciech Szot, wywiad, Chigozie Obioma

[WYWIAD] "Piszę o Nigerii, dlatego, że mój ból jest tam" - Chigozie Obioma

Miałem przyjemność rozmawiać z Chigozie Obiomą, pochodzacym z Nigerii autorem dwóch fantastycznych powieści. Jak zawsze zapytałem kilka redakcji czy by nie były zainteresowane publikacją, ale tradycyjnie usłyszałem, że to niszowy autor (dwie nominacje do Bookera...), albo że "mamy już recenzję". Od kilku lat przyglądam się recepcji czarnych pisarzy i pisarek w Polsce, rozmawiam z wydawcami i wnioski z tego nie są przyjemne. Tak czy inaczej, przed Państwem moja rozmowa z Chigozie Obiomą. Mam nadzieję, że znajdą ją Państwo interesującą.

---

WSZ - Rozmawiamy kilka dni po 60 rocznicy uzyskania niepodległości przez Nigerię. Gratuluję. Świętowałeś?

ChO - Dziękuję, ale nie świętowałem. Uzyskanie niepodległości było korzystne jedynie dla elit, chciwej klasy posiadającej. Mieszkam w Stanach Zjednoczonych i uważam, że Nigeria nie jest warta świętowania.

Jako pisarz przyglądam się społeczeństwu i toczącym je chorobom, a także możliwym rozwiązaniom, choć pisząc nie chcę, by moje książki były jedynie zbiorem pomysłów do wdrożenia. Przyglądam się temu jak decyzje polityków wpływają na społeczeństwo. W obydwu książkach, ale zwłaszcza w “Orkiestrze bezbronnych” piszę o tym jak niektóre elementy przedkolonialnej kultury funkcjonują współcześnie. Kiedyś wśród Igbo nie istniała bezdomność, społeczeństwo było inaczej zorganizowane, bardziej wspólnotowe. Jeśli ktoś nie miał domu, to wszyscy pomagali mu w jego zbudowaniu, ludzie się wspierali. Zachodni kapitalizm, który odziedziczyliśmy po kolonializmie, jest w opozycji wobec tych wartości - ludzie zajmują się sobą i swoim dobrostanem. Patrząc na naszą historię możemy odkryć jak mogłoby być, ale kapitalizm zniszczył afrykańskiego duszę i nie można powiedzieć, że to co mamy teraz jest lepsze od tego, co było w przeszłości.

WSZ - Przeszłość zamienia się w mit, można go odbudować?

ChO - Można pożyczyć z niego pewne elementy. Współczesna Nigeria jest zbudowana na systemie federalnym, zapożyczonym ze Stanów Zjednoczonych, mamy prezydenta i kongres. Czy to działa? Nie, mamy inną kulturę i powinniśmy przestać kopiować wzorce, a sięgać po naszą tradycję. A w niej istniały demokratyczne zgromadzenia, w których swoich reprezentantów miały poszczególne rodziny czy wsie, nie były one hierarchiczne, nie było w nich prezydenta. Myślę, że jest to coś, co moglibyśmy odtworzyć.

WSZ - W “Orkiestrze bezbronnych” odwołujesz się do “Odysei”, greckich mitów na równi z mitologia Igbo. Mimo róznicy kulturowej, historycznej zwracasz uwagę na podobieństwa. Mity są uniwersalne?

ChO - Mity zawsze powstają po to, by wyjaśnić tajemnice świata, takie jak jego powstanie, pojawienie się na nim ludzi, dlatego w każdej kulturze znajdujemy podobieństwa. Ale są też różne od siebie. W tym, o czym piszę, łączę klasyczną mitologię grecką z tą znaną w zachodniej Afryce. Powodem dla którego to robię jestem ja sam - produkt postkolonialnego systemu, od dziecka mówiący w dwóch językach - igbo będącym pierwszym językiem moich rodziców i angielskim, oficjalnym językiem Nigerii. Od dziecka czytałem książki w języku angielskim, a wiele z nich odwołuje się do mitologii greckiej, wystarczy żeby wspomnieć Szekspira. Ale słuchałem też opowieści moich rodziców, starszych ludzi i czytałem książki pochodzące z naszej tradycyjnej kultury. To wszystko się we mnie się płynnie połączyło, tworząc estetykę, w której przechodzę od jednej mitologii do drugiej.

WSZ - Narratorem “Orkiestry mniejszość” jest “chi” głównego bohatera. Czym jest “chi”?

ChO - "Chi” to swego rodzaju boskość, która jest w każdym z nas. Dla Igbo każdy człowiek ma w sobie ducha, który żyje z nim od momentu narodzin aż do śmierci. To duch, który się reinkarnuje, a więc nie umiera razem z człowiekiem, nie znika a kontynuuje swoją podróż, zazwyczaj zostaje z tym samym gatunkiem, ale niekoniecznie. “Chi” głównego bohatera książki, Chinonso ma za sobą siedem wieków nieustannej podróży. “Chi” według kosmologii Igbo może patrzyć w przeszłość ale nie zna przyszłości. Może cię chronić i prowadzić na dobrą drogą, ale czasem też na złą. Nie może jednak przeciwstawić się twojej wolnej woli. Jednym z powodów, dla których w przedkolonialnym społeczeństwie Igbo nie było króla i monarchii, było właśnie “chi” - skoro każdy ma w sobie boską cząstkę, więc jak może ktoś być królem takich ludzi. To nie jest zatem tylko dawny mit, ale coś, co wpływało na naszą codzienność. Podobnie jak w historii Adama i Ewy w ogrodzie Edenu, gdzie pojawia się wolna wola, od której pochodzi podstawowe założenie zachodniej demokracji.

WSZ - “Chi” musi być zatem łaskawsze dla swoich ludzi niż Moiry? Można uchronić się przed podszeptami chi?

ChO - Raczej nie, gdyż “chi” tylko w pewnym stopniu kontroluje los jednostki, jest jak Anioł Stróż. Chinonso czasem ucieka przed nim. Zakochuje się w kobiecie, która jest od niego bogatsza, ale z powodów, które czytelnicy znajdą w książce musi wyjechać na Cypr, trafia do więzienia i kiedy kilka lat później wraca do Nigerii to właśnie “chi” podszeptuje mu mit ich miłości. Normalnie po tylu latach ta miłość by się rozpadła. I właśnie to przypomnienie o miłości niszczy Chinonso.

WSZ - Czego się nauczyłeś pisząc “Orkiestrę bezbronnych”?

ChO - Musiałem przeczytać wszystko co napisano o religii Igbo, kosmologii stojącej u podstaw naszej kultury i religii, historii społeczeństwa. Wybrałem “chi” jako narratora, bo chciałem żeby był to narrator współczesny, ale potrafiący opowiedzieć przeszłość, zobaczyć świat głębiej, być świadkiem przeszłości nie tylko głównego bohatera. Z drugiej strony to napisałem klasyczne love story, które odtwarza się w każdy pokoleniu, w każdej społeczności, coś co “chi” widziało już wielokrotnie. A widziało wiele - widziało jak przodek Chinonso został zabrany do Ameryki jako niewolnik, widziało wojnę biafrańską. “Chi” uświadamia nam, że historia się powtarza. O tym musiałem się nauczyć już jako dorosły człowiek, bo chyba żaden rząd nigeryjski nie chciał, byśmy uczyli się naszej historii. To tak jakbyś na lekcjach historii nigdy nie słyszał o tym, że podczas II wojny światowej zniszczono Warszawę. Chcąc zachować nigeryjską wspólnotę o historii trzeba milczeć.

WSZ - Myślisz, że udałoby ci się napisać powieść w igbo?

ChO - Tak, oczywiście, ale nie nie miałoby to żadnego sensu. Po pierwsze dlatego, że większość wykształconych ludzi w Nigerii mówi i czyta po angielsku lepiej niż w językach nigeryjskich. Uczą się po angielsku, zatem trzeba mówić do nich po angielsku. Mam poczucie, że musiałbym wtedy w pewnym sensie zredukować. Ale przyglądam się uważnie tłumaczeniu książki na igbo.

WSZ - Masz trzydzieści cztery lata i napisałeś już dwie potężne powieści. Jak to zrobiłeś?

ChO - Jest wielu młodszych ode mnie, którzy napisali pewnie lepsze książki. Mówiąc poważnie, to uważam się za osobę ciężko pracującą. Kiedy dorastałem zawsze marzyłem, by pisać książki, opowiadać historie. Osiągnąłem to, żyję w swoim marzeniu. Dlatego pracuje ciężko.

WSZ - Szybko stałeś się jednym z najbardziej znanych afrykańskich pisarzy, porównują Cię do Chinuy Achebego, ja widzę w Twoich książkach ducha Wole Soyinki. Jak sobie z tym radzisz?

ChO - Porównania z Achebem, którego autorką jest Chimamanda Ngozi Adichie, użył wydawca na okładce mojej pierwszej powieści. Miało to dla mnie tak samo pozytywne jak i negatywne konsekwencje, bo oprócz tego, że przyciągnęło uwagę, to dostałem też jakieś okropne recenzje, w których zarzucano mi, że próbuje się “wozić” na jego nazwisku. Napisałem dwie książki, obie były nominowane do Bookera, mam wiele przekładów, nie będę ukrywał, że odniosłem sukces i to oczywiście sprawia, że niektórzy krytycy stają się wobec mnie bardziej podejrzliwi. Ale to mnie tylko mobilizuje.

WSZ - Ty, Adichie, Braithwaite, Bulawayo, a ze starszego pokolenia wa’Thiongo - wszyscy jesteście imigrantami. Będzie można kiedyś być słynnym afrykańskim pisarzem mieszkając w Afryce?

ChO - Nikt z nas tak do końca nie wyjechał. Buduję teraz dom w Lagos, wracam tam kilka razy w roku. To nawet nie zawsze jest kwestia filozoficzna, ale powiedzmy sobie wprost - w Nigerii częste są przerwy w dostawie prądu, już samo to powoduje, że człowiek zaczyna się frustrować. Życie w Nigerii jest obarczone wieloma trudnościami codziennymi, które utrudniają lub uniemożliwiają twórczość.

“Orkiestra bezbronnych” to tytuł który wziął się z obserwacji stada kur atakowanego przez drapieżniki. Ptaki nie mogą się bronić przed agresorem, nie mogą też z nim walczyć. To dla mnie metafora nigeryjskiego społeczeństwa. Zniszczono naszą wiarę we własną siłę, ludzie wiedzą, że nie ma dla nich sprawiedliwości. Teraz, gdy rozmawiamy, trwają w Nigerii protesty przeciwko brutalności policji, duża w tym zasługa mediów społecznościowych. Ale problemem jest to, że współcześnie ludzie są samolubni. Nigeria jest bardzo bogatym krajem, co nie przekłada się na zamożność jej obywateli. Skorumpowani politycy zabierają wszystko, a ludzie nawet widząc, że dzieje się coś złego, na co nie powinno być przyzwolenia, nie mają narzędzi by to zatrzymać.

W 2015 roku, gdy byłem po raz pierwszy nominowany do nagrody Bookera, na uroczystość został zaproszony ambasador Nigerii. Była to pierwsza od 1991 roku nominacja dla Nigeryjczyka do tej nagrody. Podszedł do mnie i powiedział, że jest tutaj, żeby mnie wspierać, ale nie podoba mu się to, co piszę o Nigerii. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, ale czułem jakby to było jakieś ostrzeżenie. Niektórzy z moich przyjaciół protestujących w Nigerii zostali aresztowani, część z nich wciąż siedzi w więzieniu. Kilka razy na lotnisku miałem poczucie, że mogę nie zostać wpuszczony, ale póki co tak się nie stało.

WSZ - Żyjesz teraz w kraju, w którym mówi się twoim ojczystym językiem, więc może nie czujesz się w pełni imigrantem?

ChO - Jako autor mogę podróżować po całym świecie, ale miejsce gdzie jestem najszczęśliwszy, gdzie czuję że żyje moja dusza, to Nigeria. Zawsze gdy ląduję w Nigerii czuję spokój i nie chcę nigdzie wyjeżdżać. Sołżenicyn, który nie wyjechał z Rosji, powiedział że nawet gdyby wyjechał, jedyny ból jaki będzie odczuwał to ból ojczyzny. Ludzie często pytają mnie, czemu nie piszę o Ameryce, o Cyprze na którym studiowałem? Piszę o Nigerii, dlatego, że mój ból jest tam.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W rosole u Musierowicz