Piotr Mitzner, tCHu, Krystyna Mitzner
[RECENZJA] Krystyna Mitzner, "Po mojej stronie"
Rok 1961, 23 maj. “Będąc w teatrze, wstała z krzesła i przeszła z widowni na scenę, pozostała chwilę z aktorami i poszła za kulisy”. 15 czerwiec - “spokojna, nastrój obojętny, afekt blady”. To wypisy z historii choroby Krystyny Mitzner, skreślone ręką kogoś pracującego w Państwowym Sanatorium dla Nerwowo Chorych w Kościanie. Dokumenty zachowały się w walizce, która na początku tego roku trafiła do Piotra Mitznera, brata Krystyny. I sprawiła, że dla autora pandemiczny rok stał się wycieczką w przeszłość. Nie pierwszą, ale tym razem z mocnym postanowieniem opowiedzenia czegoś od a do zet. Ale po swojemu.
Krystyna umarła w 1962 roku.
Na czwartej stronie okładki Piotr Mitzner pisze o niej tak: “Pisała. Malowała. Zrywała przedstawienia. Milczała. Chorowała na schizofrenię. Zamykana w szpitalach. Przesłuchiwana. Uciekała. Biegała po dachach. Milczała. Rozbijała szyby. Była”. W tej niewielkiej książce próbuje Mitzner jako redaktor zamknąć jakoś to bycie, spróbować je przedstawić w wielorakiej formie, co udaje się znakomicie i “Po mojej stronie” staje się czymś więcej niż “tylko” tomem wierszy, staje się wyznaniem miłości i pamięci, szczerym i mocno prawdziwym.
Na książkę składają się wiersze Krystyny, publikowane już dwukrotnie ale tym razem uzupełnione o jej obrazy i - co najbardziej wstrząsające - dokumenty zebrane jako “Historia choroby”. To kilkadziesiąt stron opisów zachowania Krystyny, która uciekała z “sanatorium”, cięła się żyletką (1 wrzesień), na sceny teatralne wchodziła dwukrotnie - we Współczesnym i Ateneum. Potem próbowała popełnić samobójstwo. Nie jeden raz. Mitzner przytaczając dokumenty in extenso, dzięki czemu możemy poznać ich niezwykłą stylistykę, potworne uprzedmiotowienie opisywanej postaci, ale też samemu poskładać jej biografię z tych strzępków.
Bardziej o biografii (wstrząsające przesłuchanie chorej przez doktora Ałapina w Tworkach) myślę o tym braterskim geście, tak hojnym dla czytelników, ale też dalekim od chęci zawłaszczenia i tworzenia własnej opowieści o siostrze. Mitzner “pozwala sobie” - jak sam pisze w “Nocie” - jedynie na zamknięcie tej książki własnym wierszem poświęconym Krystynie (“ty Siostra. nie płacz/ z taką szramą przecież/ można żyć”). Zabieg jednocześnie irytujący i wspaniały. Irytujący, bo chciałoby się braterskiej opowieści o siostrze, a wspaniały bo utrzymany w poetyckiej stylistyce i wciąż niedopowiedziany, a może to trochę strach? Ciekawy gest człowieka, który niejedną biografię sam napisał czy współtworzył.
Nie pisze o wierszach, nie cytuję obszernie tych szpitalnych wypisów, choć wiem, że byście czytali i czytały z wypiekami na twarzy. Niech zostaną w książce, po którą mam nadzieję, że ktoś z was sięgnie. Pamiętam jak Piotr pierwszy raz pokazał mi te dokumenty. “I ty zobacz, no co to jest, jak oni z nią rozmawiają” - oburzony jakby początek lat sześćdziesiątych obowiązywać miały współczesne standardy relacji pacjent-lekarz. Ale i wzruszony, bo zostały tam zapisane jednak jej słowa. Ciekawa to przygoda była Piotrze podpatrywać jak się do tego zabierasz, chcąc i nie chcąc, wiedząc, że trzeba (w czym cię utwierdzałem za każdym razem), ale i bojąc się chyba finalnego efektu. To ja Ci teraz tak przedwigilijnie, w zastępstwie karpia, którego mam nadzieję, że nie zabijasz właśnie (aż tak się nie znamy, żebym wiedział w pełni, co w tobie siedzi w tych kwestiach), powiem, że wyszła książka prawdziwa i szczera, otwarta na interpretacje, kolejne rozmowy. A ty lubisz przecież pogadać.
Skomentuj posta