Robert Sudół, Wydawnictwo Literackie, Jennifer Croft

[RECENZJA] Jennifer Croft, "Odeszło, zostało"

“Gdy dzwoni telefon, ziemia usuwa się Amy spod nóg i Zoe znika” pisze Jennifer Croft (a tłumaczy Robert Sudół) w jednym z incipitów tej frapującej książki.

“Frapującej”, bo nie idealnej, składającej się z kilku elementów, z których ten najważniejszy i najciekawszy - tekst jest zasłaniany przez dodatki, które w książce niewielkiego formatu utrudniają nawiązanie relacji z nim, wytrącają ze skupienia. Myślę, że książka by wiele zyskała, gdyby znalazło się w niej więcej przestrzeni dla samego tekstu, który naprawdę warto poznać.

Jennifer Croft, tłumaczka m.in. książek Olgi Tokarczuk w krótkich, jedno- dwustronicowych, ułożonych chronologicznie, tekstach opowiada o dzieciństwie i dojrzewaniu Amy, dziewczyny wrażliwej i mądrej, ale też wycofanej i nieśmiałej. Amy ma młodszą siostrę Zoe, a tragedie czają się dookoła - zaczynamy od spodziewanego tornada, a później już tylko zamach terrorystyczny, choroba nowotworowa Zoe i nastoletnia, nieszczęśliwa miłość do młodego ukraińskiego emigranta, który uczy Amy rosyjskiego.

Croft unika formy autobiograficznej, choć utożsamianie głównej bohaterki z autorką jest oczywiste, nawet gdy Amy wspomina o artykule, w którym się wypowiada w związku z przyjęciem do college’u - znalezienie tego tekstu w internecie zajmuje kilkanaście sekund. Pod koniec książki autobiograficzne elementy będą już czytelne dla polskich czytelników i czytelniczek bez większego problemu.

Zatem jak traktować ten tekst - jak przejmujące wyznanie autorki, czy jednak kreację literacką? Hybrydowy charakter tej książki, jej pozorna fragmentaryczność świadczą o dużej niepewności, a może i nieśmiałości osoby piszącej, a nie o wyrafinowanej grze z czytelnikami. To niezdecydowanie autorki sprawia, że jako czytelnikowi trudniej było mi empatyzować z główną bohaterką, bo choć jej “przygody” są tu opowiedziane ciekawym językiem, Croft zwraca uwagę na kilka elementów dojrzewania dziewcząt, których w polskiej literaturze jest mniej, to faktograficznie jest to jednak historia dość przewidywalna. Każdemu prawo do jego zasłon dymnych w literaturze. A czytelnikom i czytelniczkom ich empatie.

To jest oczywiście momentami bardzo wzruszająca opowieść o relacji między siostrami, o wrażliwym, dziewczęcym patrzeniu świata, o stawaniu się kobietą i miłości do pięknego, ale nie jest to książka, do której łatwo się przykleić, w którą można wejść całym sobą. Dzisiaj literatura bardzo często oferuje nam wyznania osobiste podane właśnie w takiej formie - krótkich opowiadań, czasem łączących wiele form od wiersza po kawałki prozatorskie - żeby wymienić choćby Mirę Marcinów, Marcina Wichę czy Annę Augustyniak, której “Kochałam, kiedy odeszła”. Może tak łatwiej jest nawigować autobiograficznym doświadczeniem?

To, co w “Odeszło, zostało” jednak męczące to nagromadzenie składników tego ciasta. Mamy tu w prostych ramkach zupełnie czasem nieczytelne zdjęcia, którym niekiedy towarzyszą podpisy mające być opowieścią o słowach, a niekiedy przejmujące ciężar narracji. Do tego każdy mikrorozdział rozpoczyna wyróżniony pogrubieniem incipit odnoszący się do jego treści. Za dużo jest tego dobra, może osoby czytające w wersji elektronicznej będą miały lepsze wrażenia, bo w druku cały czas wydawało mi się, że ktoś mnie wytrącał ze skupienia, jakby nie pozwalano wybrzmieć temu, co tu najcenniejsze.

Myślę, że dla wielu czytelników i czytelniczek będzie to przygoda, wejście w świat narratorki, która jest lękowa, unikowa, wycofana, stosująca atak jako obronę, a do tego utalentowana i widząca świat trochę innym niż większość ludzi. Z drugiej strony to doświadczenie nie będzie uniwersalne - mi się nie udało znaleźć tego momentu empatycznego, który by sprawił, że przeżywam życie Amy. I choć nigdy nie byłem dorastającą dziewczyną, która zastanawia się jak się używa tamponów, to są takie książki, w których autorki potrafią zaangażować emocjonalnie także kogoś, kto w tym czasie zastanawiał się czemu prezerwatywy śmierdzą cebulą (do dzisiaj mam takie wrażenie).

Tu się nie spotkaliśmy, ale jestem przekonany, że Jennifer Croft znajdzie w Polsce wielu czytelników, którzy pokochają Amy i jej półotwarty świat.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaka woda u Żywulskiej?