Lokator, Pio Kaliński, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, "Nie dam ci siebie w żadnej postaci"

Przedawkowałem miłość. Zdarzyło mi się to jakoś rok temu, gdy przeczytałem wszystkie wiersze Tkaczyszyna-Dyckiego zebrane w tomie “Oddam wiersze w dobre ręce”. Od tego czasu unikałem poezji Dycia, aż do ostatniego weekendu, kiedy to w końcu we względnym spokoju ducha usiadłem nad tomem “Nie dam ci siebie w żadnej postaci”. To, że wydany nakładem wydawnictwa Lokator tom to ważne wydarzenie, donosiły recenzenckie wróble od dawna (np. Justyna Sobolewska, która ma doskonałe “oko” do poezji). Teraz sam się o tym przekonałem.

Dla wszystkich zaznajomionych już z poezją Tkaczyszyna-Dyckiego jest jasne, że w jego wierszach będzie dużo o matce, sporo o ojczyźnie, chorobie i uwikłaniu w język. Daleko Dycki nie ucieka nam w tematyce, ale pokazuje, że wciąż potrafi te motywy przekształcać w wiersze, które zaskakują, wzruszają, śmieszą (z jaką gracją Dycki bawi się ironią...) i - co tu dużo się rozpisywać - mogą trafić kiedyś do podręczników.

W sobotę przywoływałem na Kurzojadach wiersz “Piosenka o chorobie dwubiegunowej”, w którym to “bezrozumnemu, bezdomnemu” może lepiej by było w podkarpackich Lisich Jamach, z których to okolic autor pochodzi. Ale podmiot liryczny przypuszcza, że równie dobrym miejscem zamieszkania dla wiersza jest podręcznik. Czyli jednak wykuć ten pomnik trwalszy od spiżu by się chciało? Ta świadomość istotności swoich wierszy, duma własna, ale taka nieegotyczna, bije z tego tomu chyba najmocniej w całej karierze poety. Od kilku lat w poezji Dyckiego motywy biograficzne stają się bardziej rozbudowane (dochodzą na przykład nowe toponimy) i pojawiać zaczyna się wielka historia. Ale na początek naszej przygody z “Nie dam ci siebie…” przyznajmy wraz z poetą, że matka Dyckiego zawsze już:

“(...) będzie 
straszyć w mojej poezji (w polskiej
poezji) krzycz matka krzycz

może ktoś cię usłyszy”

(wiersz IV.)

“Zawsze mnie ktoś lub coś ogranicza
Najczęściej matka

Z którą zamknięto mnie w wiejskiej
Izbie i szukaj wiatru
W polu krzycz matka krzycz
Mnie tam nie będzie”

(wiersz XLVIII)

O każdym poecie można powiedzieć, że dzięki matce wszedł do “kanonu”, ale o Dyckim można to powiedzieć kapitalikami. Fakt, że jest się cytowanym, nagradzanym i uważanym za “Swojego”, trochę bawi podmiot liryczny:

“Polaczyska (niczym
wilczyska) nie skrzywdzą swoje poety 
choć poeta zawsze jest skrzywdzony”

(wiesz VII. Wilki)

Do Dyckiego pasuje mi słowo “gracja”, na przykład w poniższym fragmencie z uroczą gracją podmiot liryczny rozprawia się z odwieczną rozkminą: czy poezja jest w stanie dawać odpowiedzi i opisywać rzeczywistość?

(...) 
z Bełskim również nic mnie nie łączy
choć chciałbym jego imię wtrącić

między imiona nikt nie wie po co
w poezji nie musi się wiedzieć

(wiersz XI.)

Tu dochodzimy do wcześniej wspomnianych przeze mnie wątków autobiograficznych i ich miejsca w wielkiej historii. I humoru:

(...)
“wprawdzie z Budomierza pochodził
banderowiec Taraban ale po dziadku

rezunie nie zdołam przemycić
w mojej poezji (w polskiej
poezji) jeszcze jednego banderowca
choć coś mnie korci”

(wiersz XXII)

“chciałbym napisać wiersz
o siostrach Sławoszewskich
wywiezionych na Sybir
ale to nie jest moja historia

to nie są moje dzieje i ktoś inny
powinien im sprostać
mógłby je opowiedzieć Jan Zaściński
również wywieziony na Sybir

krewny owych pań Sławoszewskich spod Łucka
ale po pierwsze Zaściński nie żyje”

(wiersz XII)

Na koniec tego wyboru “the best of new Dycki”, dwa wiersze o roli poezji, bo rola poezji dla Dyckiego nie jest jasna. Dobrze jest być poetą i dobrze jest w niej mówić o sprawach ważnych (choćby trochę się z nich nabijając), ale towarzyszy temu niepewność, którą pięknie wyraził w wierszu XLIII:

(...)
“Wszystko już zaczerniliśmy

i powiedzieliśmy sobie co najmniej
W chujnasób (dlatego nie udzielam 
wywiadów) może ten oto tekst
Przyśni się komu innemu i przetrwa

W pierwszej czystej postaci
I nikt na tym nie straci.”

Nieudzielanie przez Dyckiego wywiadów jest legendarne i smutne trochę, ale pokazuje że literaturze najwyższych lotów nie są potrzebne odautorskie przypisy. Ostatni z wierszy, zamykający tom jak mocny bis na koniec dobrego koncertu to dzieło wybitne w swojej prostocie i choć nie powinienem spojlerować, to nie mogę się powstrzymać.

(LI) Piosenka o języku ojczystym

skoro piszemy wiersze
musimy być lepsi 
od innych lub gorsi
ale zawsze ciut

lepsi lub ciut gorsi
i zawsze chodzi
wyłącznie o tę ciutkę
o tę boską drobinę

jaką jest język
ojczysty o nic więcej

W tej poezji chodzi o tą “ciutkę”, o “boską drobinę”, która sprawia, że Tkaczyszyn-Dycki jest wielkim poetą, którego tomy poetyckie czarują czytelnika, który odważy się na tą dość specyficzną wyprawę. Poprzez powtarzalność motywów, fraz czy obszerniejszych fragmentów, odkrywanie i rozgrywanie własnej biografii, ironiczną walkę z chorobą i zdystansowaną postawę wobec siebie-jako-polskiego-poety dostajemy tom wybitny, będący ważnym kandydatem do większości literackich nagród za miniony rok.

Ukłony za piękną okładką dla Pio Kalińskiego.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jak miała na nazwisko Oleńka z "Potopu"?