Znak, Igor Rakowski-Kłos
[RECENZJA] Igor Rakowski-Kłos, "Dzień przed. Czym żyliśmy 12 grudnia 1981 roku"
Igor Rakowski-Kłos napisał książkę o dniu przed, którą przeczytałem w TEN dzień, a piszę o niej dzień po. Czyta się ją ekspresowo, ale nie dlatego, że autor opowiada banialuki, ale z powodu dobrej, wciągającej konstrukcji i interesujących historii zawartych w tym reportażu historycznym.
Rakowski-Kłos śledzi Polaków i Polki w kolejnych minutach dnia przed wprowadzeniem stanu wojennego. Zaczynamy minutę po północy w szpitalu wojewódzkim w Tychach, gdzie rodzi Ewa Liszka. Przy okazji czyta kryminał Romana Jaworowskiego, “16 cech wspólnych”, którego przytoczone fragmenty mrożą krew w żyłach. A co wy, drogie czytelniczki, czytałyście na porodówce?
Reklamy w wyszukiwarce na hasło “książka na porodówkę” polecają “Trylogię kopenhaską” Tove Ditlevsen i… “Wszystko da się naprawić” Lwa Starowicza, co brzmi całkiem ironicznie.
12 grudnia dwudziestopięciolecie obchodził radiowy serial “Matysiakowie”. W siedzibie Radiokomitetu prezes Loranc przyjmuje grających w nim aktorów. Kawa, ciasteczka, kwiaty. Stan wojenny przerwał nadawanie słuchowiska, a Gienek Matysiak z żoną i dzieckiem (grani przez Stefana Friedmannna, Barbarę Klimkiewicz i Rafała Kobylińskiego) w scenariuszu wyjechali do NRD. Gienek wróci z enerdówka dopiero w marcu 1987 roku, Barbara Klimkiewicz i jej postać już nigdy nie pojawią się w serialu. Gienek ponownie się ożeni w 1990 roku.
Mamy w “Dniu przed” opowieść podchorążego o stanie wojska w dzień przed, relacje z pewnego inteligenckiego domu na Żoliborzu, gdzie akurat pomieszkiwał Waldemar Danilewicz, wykładowca akademicki, Danutę Wałęsę, pewną pannę młodą, wątek LGBT i oczywiście samego Generała. A do tego fragmenty artykułów z prasy codziennej, zdjęcia “z epoki” i naprawdę sprawnie poprowadzoną narrację. Opowieść “minuta po minucie” to z jednej strony konstrukcja banalnie prosta, ale przez to też trudna - po prostu trzeba mieć historie, a Rakowski-Kłos sprawnie je z ludzi wyciąga i miksuje z bardziej znanymi obrazkami. Dla starszych będzie to pewnie odrobinę nostalgiczne wspomnienie, a dla młodszych odkrywanie historii, które niestety nie wydają się jakoś bardzo obce. Niby dawno temu, przed wieloma zmianami, ale mentalnie wiele się - niestety - nie zmieniło.
“U nas dyrektorem handlowym był komunista, ale człowiek dobry”, mówi Barbara Sierota, pracownica działu handlowego w Zakładach Mięsnych w Łodzi. I trochę o tym to jest finalnie opowieść - o kraju, w którym po prostu jakoś z tym komunizmem trzeba było żyć. Nawet ci, co protestowali, działali w Solidarności, drukowali podziemne gazetki musieli z systemem jakoś się układać. A co dopiero osoby nieskore do tego rodzaju działań.
Tylko już męczy mnie to zdjęcie Niedenthala, które jest na okładce wydanej przez Znak książki. Widziałem je tak często, że produkty w nie przybrane są dla mnie mało atrakcyjne. Rozumiem, że to symboliczna fotografia, ale ile razy można? Dobrze, że autor okładki, Wojciech Kwieciński-Janikowski postanowił zasłonić czołg wypełnionym czernią obrysem, dzięki czemu na pierwszy plan wychodzą zwykli ludzie, przechodnie.
“Dziennik Ludowy” dzień pisał o premierowym pokazie filmu Szulkina “Wojna światów - następne stulecie”. Cóż, czekamy. A tymczasem polecam zajrzeć do książki Rakowskiego-Kłosa.
Skomentuj posta