Wiersz na dobrą noc, Aldona Kopkiewicz

[DZIEŃ POEZJI] Aldona Kopkiewicz, *** ("mogę oddychać do woli...")

Warszawa się zatłoczyła. Poranny tramwaj do pracy dawno nie był tak zaludniony. Jedziemy - ja i pies. I jest inaczej. Uśmiechają się do niego upchnięte między nogami dorosłych dzieci. Nasze nowe, warszawskie dzieci.

Gdy wysiadamy i idziemy do biura, na cichym dotychczas podwórku wpadają na nas maluchy bawiące się w chowanego. Przeskakują nad psim ogonem. - Sobaczka - krzyczy najmniejszy i na chwilę zatrzymuje się w galopadzie wokół bloku. Pies jest zdziwiony, ostrożny, ale uprzejmy. To jego podwórko, ale miejsca tu sporo i każdy znajduje swoją drogę. Pies do michy, dzieci do klepanki. I tylko te momenty spojrzeń nie dają mi spokoju. On - zaskoczony, one - ostrożne, ale ciekawe. Patrzą na siebie, jakby widziały coś więcej, co umyka dorosłemu oku. A może dopisuję, bo to ja widzę więcej, niż wie tych dwoje?

Dlatego dzisiaj dla Państwa wiersz Aldony Kopkiewicz z tomu “Przy sobie”. O poezji, w której “nikt nas nie sprawdza”, ale i o emigracji, poczuciu, że skoro “nikt mnie tu nie zna, zostaje nam tylko ciało w ciało, oko w oko”.

Uwierzcie mi - nie jest łatwo wybrać wiersz na dzień poezji.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Co leży na zakręcie w pewnej powieści dla dziewcząt?