W.A.B, wywiad, Empik, Marcin Meller
Ciągle wracam do Afryki. Wywiad z Marcinem Mellerem
Dzisiaj mam dla was rozmowę z Marcinem Mellerem, który niedługo zadebiutuje jako powieściopisarz. Debiut to przygodowy, trochę obyczajowy, literatura jak to mówią "wakacyjna", nie obrażająca inteligencji czytelnika lubiącego potaplać się w cięższych klimatach. A że "Czerwona ziemia" dzieje się w Ugandzie (i Warszawie), którą poznałem kilka lat temu, to wziąłem Mellera na spytki.
WSZ - Na co trzeba zwracać uwagę, pisząc o Afryce?
- MM - Za „Czarny Ląd” biłbym po łapach. Podobnie jak za „słoneczną Italię” i „dżdżysty Albion”. Jeśli się osadza akcję w latach 90. i obecnych, trzeba uważać nawet podwójnie. Język zmienia się na naszych oczach.
Mój redaktor zwracał mi uwagę, że co prawda piszę „lekarka”, ale już „doktor Drągowska”, zamiast „doktorka”. I wiesz, nie przeskoczę pewnych rzeczy. Mój bohater ma już trochę lat i - podobnie - nie mogę go całkowicie dostosować do pewnej, zrozumiałej skądinąd, poprawności językowej. Tak samo, gdy moja bohaterka w latach 90. mówi „murzyn”, to robi tak dlatego, że kiedyś tak się właśnie mówiło. Dzisiaj tego słowa nie używam i w częściach współczesnych „Czerwonej ziemi” również go nie ma.
Specjalnie wybrałem sobie redaktora urodzonego w latach 90. Chciałem, żeby miał już inną mentalność i poprawiał mnie, gdy wchodzę na grząskie tematy jak relacje męsko-damskie, czy kwestie rasowe.
---
Więcej - tutaj
Skomentuj posta