Justyna Czechowska, OsnoVa, Clara Törnvall
[RECENZJA] Clara Törnvall, "Autystki. O kobietach w spektrum"
- Nie widać tego po mnie, ale ja też jestem niepełnosprawna. Nie przez autyzm, ale przez moje otoczenie - mówi Jac den Houting, australijska psycholożka, którą wspomina Clara Törnvall, autorka świetnej książki “Autystki. O kobietach w spektrum” w przekładzie Justyny Czechowskiej.
To książka nie tylko o tym, czym jest spektrum autyzmu, jak patriarchalne określanie normy przyczyniło się do niewidoczności kobiet-autystek, czy autobiograficzna opowieść autorki, ale też zadająca pytanie, czy możemy zmodyfikować ramy “normy”, tak by więcej osób miało dostęp do korzystania ze świata.
Ma 42 lata i - jak sama pisze - jest sobą tak zmęczona, że aż się dusi. “Od kiedy pamiętam, miewałam lęki. Wielka dziura w brzuchu, do której tak bardzo przywykłam, że traktuję ją jako stan normalny”. Spięta, sypia z zaciśniętymi pięściami, zawsze czuła się inna. Törnvall fascynująco opisuje swoje doświadczenie bycia osobą w spektrum autyzmu - jest w tym opisie miejsce zarówno dla rozpaczy, jak i radości. Jest kłótnia z neurotypowym mężem, po której koleżanka pisze jej sms-y do męża, bo inaczej się nie dogadają, jest lęk przed tym, że jej sposób funkcjonowania w społeczeństwie jest niewystarczający, by znaleźć sobie w nim bezpieczne miejsce.
“Autystki” z jednej strony będą doskonałą lekturą dla neuronietypowych, a jednocześnie tekstem bardzo przystępnym dla tych, co nie mają aż takich trudności z wpasowaniem się w normę.
Czego nie rozumiemy? No właśnie, często nie rozumiemy. Zależnie od miejsca na spektralnej skali możemy widzieć świat jako konkret, dostrzegać - jak chciał Wittgenstein - granice wyrazu myśli. Jego "Traktat logiczno-filozoficzny" można czytać jako opis obrazu świata widzianego przez osoby w spektrum. Świat jest pełen faktów, nie ich interpretacji. Rozpada się - zdaniem Wittgensteina - na fakty, nie na emocje. Emocje się performuje, podglądając - zależnie od naszych zdolności kogniwistycznych i chęci dostosowywania się do spektaklu społecznego - zachowania innych. Świat nas trenuje, uczy jak wyrażać emocje w sposób odpowiedni, a jak raczej tego nie robić. Trening przeważnie jest negatywny, jak w bajce o Struwwelpeterze - coś nam odcinają, jakoś przejeżdżają, część nie przeżyje, część dzięki mimikrze dociągnie i będą ich nazywać “wysokofunkcjonującymi”.
Książka Törnvall jest interesująca na kilku poziomach. Jest tu doskonale prześledzona i w ładnym skrócie podana historia autyzmu i Aspergera, nie wyłączając samego pana Aspergera, który nie był miłym człowiekiem, a bandziorem jakich mało, któremu się piekło upiekło. Autorka szczególną uwagę zwraca na to, że narzędzia diagnostyczne tworzyli mężczyźni i dostosowywali je do innych mężczyzn, czy chłopców, przez co dziewczynki, które - co do zasady - mają więcej kompetencji społecznych, nie wskakiwały na odpowiednie miejsce w skali, wydawały się “w normie”. I tu nie ma różnicy, czy mówimy o Szwecji, czy Polsce - opowieść Törnvall można czytać w Polsce niemal zapominając, że dzieje się w kraju uchodzącym często u nas za krainę mlekiem i miodem płynącą.
Törnvall, co zdradza okładka, opisuje kobiety, z których biografii lub dzieł może wynikać autystyczne spektrum. Ale ani nie jest to tandetna, pośmiertna psychoanaliza, ani próba pokazania: “zobaczcie, możemy być wybitne”. Analizy przedstawione w “Autystkach” zawsze odnoszą się do kontekstu historycznego, kulturowego, lub autobiograficznego przeżycia. Jest to raczej pokazywanie tropów ułatwiających odczytywanie autystyczności w kulturze, niż tani zachwyt nad tym, że nie jest się na tym świecie samą.
Osobiście niczego tak nie lubię, jak kulturowego zapotrzebowania na obrazy “zdolnych niepełnosprawnych”, tak chętnie prezentowane przez media. Wynika z nich, że musisz dać coś społeczeństwu, by ono uznało twoją odmienność za akceptowalną. Dotyczy to nie tylko niepełnosprawności, ale i każdej innej odmienności. Media chętniej pokażą osobę transpłciową, która pracuje w zawodzie społecznie istotnym (pielęgniarka/pielęgniarz), czy mającą uzdolnienia artystyczne, niż po prostu chodzącą do pracy w korporacji. Geje tańczą poloneza, lesbijki remontują hospicja, ludzie na wózkach grają na skrzypcach, a autyści tak ładnie piszą. Jest to narracja z jednej strony potrzebna w propagowaniu wiedzy i uważności, ale wtłacza nas w kolejną normę i wyścig o uznanie. Dlatego jesteśmy nastawieni na rywalizację i bywamy naprawdę trudnymi przeciwnikami w społecznej walce. Zestawienie osób w spektrum autyzmu ze społecznością LGBT+ niesie ze sobą wiele ciekawych implikacji, o nich również możecie przeczytać w “Autystkach”.
Wydawca dołożył do książki posłowie Elizy Kąckiej i to był doskonały pomysł. Literaturoznawczyni, której córka jest osobą w spektrum, stworzyła esej, w którym możecie zobaczyć, co to znaczy “pracować z językiem”. Język jest Kąckiej poddany, jest konstrukcją napiętą na blejtram strony.
Na koniec mam dla Was cytat z "Królowej Śniegu" Andersena:
“W pałacu królowej śniegu było pusto i zawsze cicho. Cicho codziennie o jednej godzinie zapalała się zorza, a następnie gasła — cicho błyszczały białe, śnieżne ściany, cicho leżało w środku wielkie lodowe jezioro. Przejrzysty lód spękany był w tysiąc kawałków, ale wszystkie były podobne do siebie, zupełnie jednakowe”.
Dla jednych będzie to opis krainy przerażającej egzystencjalnej bezdenności, co by sparafrazować Kącką. Dla innych - raj utracony. Podziały literackie są o wiele przyjaźniejsze niż podziały na normę i nienormę, typowych i nietypowych. Książka Törnvall, niespodziewanie, okazuje się jednym z najbardziej niezwykłych tekstów, jakie w tym roku przeczytałem. Mam nadzieję, że jej nie przeoczycie.
/Wittgensteina przełożył Bogusław Wolniewicz, Andersena Cecylia Niewiadomska/
Skomentuj posta