wywiad, Gazeta Wyborcza, Mateusz Adamczyk

[GAZETA WYBORCZA] "Trzeba szanować zdanie kobiet, które chcą, by mówić o nich "pani psycholog", a nie "psycholożka"" - rozmowa z Mateuszem Adamczykiem

- Norma językowa nie odpowiada naszym czasom. Działania normatywne były to często działania obronne - miały uchronić nasz język przed obcymi wpływami, miały scalić go po trudnych doświadczeniach historycznych - mówi mi w dzisiejszej GW znany wam zapewne z mediów społecznościowych językoznawca, Mateusz Adamczyk.

ADAMCZYK: - Normę językową tworzyły elity, a w związku z brakiem edukacji stała się ona niedostępna innym warstwom społecznym, co tylko pogłębiło podziały.

Powszechność szkolnictwa pozwoliła jakoś to wszystko wyrównać, ale nie czarujmy się - nie ma w Polsce równego dostępu do edukacji. Między innymi dlatego rozliczanie się z błędów językowych, na przykład w internetowych dyskusjach, jest wykluczające.

***

Bardzo Wam polecam moją rozmowę z Mateuszem Adamczykiem - dziennikarzem językowym (sam tak mówi), znanym m.in. z mediów społecznościowych.

***

Rozmawiamy o tym, że choć często deklarujemy, że jesteśmy za językiem inkluzywnym, to w ramach walki o taki właśnie język, wykluczamy tych, co… chcą mówić inaczej.

Dla mnie w tej rozmowie ważne jest coś jeszcze - to wywiad o tym, że język polski traktujemy często jak język obcy - bojąc się go. Bo mamy w głowie “normy” i “zasady”. One są istotne, ale nie mogą przesłaniać najważniejszego - komunikatywności.

Czytajcie, bo to naprawdę ważna, ciekawa, mądra rozmowa z której wiele można dla siebie wyciągnąć.

***

ADAMCZYK - (…) wiele osób myśli, że niezbędne są na przykład decyzje Rady Języka Polskiego, by stosować feminatywy czy osobatywy, czyli sformułowania, w których zamiast "kierowniczka" jest "osoba kierująca". Rada takich decyzji za nas nie podejmie - nie ma takiej mocy. Zresztą w tej roli często stawia się też słowniki: "jeśli nie ma słowniku, to nie ma w języku, jest niepoprawne", a z drugiej strony "jeśli coś było w słowniku, to musiało występować w mowie żywej". Oba te zdania są fałszywe. Zapominamy, że słowniki tworzyli ludzie, którzy się mylili, mieli swoje przyzwyczajenia i żyli w określonym okresie historycznym, który miał na nich wpływ.

Możemy oczywiście sugerować się opiniami Rady Języka, brać pod uwagę słowniki, ale nie możemy zrzucać na nie odpowiedzialności za komunikację - to nasza odpowiedzialność.

SZOT - Nasze myślenie o języku to myślenie o systemie - słowach i normach, które je układają.

ADAMCZYK - Najczęściej są to normy zero-jedynkowe: poprawne vs niepoprawne. Innym przejawem takiego binarnego myślenia jest walka o słowa. Tak jest w polityce - jedna strona stara się zawłaszczyć słowa nazywające ważne społecznie wartości, np. "wolność", "demokracja", "sprawiedliwość". Druga robi to samo. Różna jest jedynie skala. Ale gdy myślimy o inkluzywności, to nie możemy myśleć o zawłaszczaniu, tylko o uwspólnianiu. I to jest dużo trudniejsze, bo polega nie tylko na gadaniu, ale też na słuchaniu.

Zmiany językowe zachodzą dzisiaj w małych bańkach, które utwierdzają nas w słuszności podjętych decyzji. Nasza bańka daje nam głaski za mówienie w określony sposób, ale też czegoś od nas wymaga - lojalności. Ma to związek ze zjawiskiem narcyzmu kolektywnego, który polega na tym, że jakaś grupa czuje się wyjątkowa, ale jednocześnie niedostatecznie uznawana przez innych. Towarzyszą temu silne mechanizmy obronne. Zabronione jest na przykład wątpienie w jakiekolwiek przekonania funkcjonujące w grupie, bo karą jest nie tylko wyrzucenie z bańki, ale też natychmiastowe wrzucenie do bańki przeciwnej, wrogiej.

Podam ci przykład. Od kiedy zacząłem podawać w wątpliwość niektóre przekonania dotyczące feminatywów, stałem się "antyfeminatywistą". Ładne, co?

A więc mamy bańkę, która uważa, że należy używać feminatywów. I ja się w tej bańce odnajduję. Po jakimś czasie moja bańka zaczyna mówić, że należy używać WYŁĄCZNIE feminatywów, bo formy typu "pani dyrektor" brzmią groteskowo, są komunistycznie, że - cytuję - "pani psycholog brzmi, jakby się ktoś zrzygał w środku słowa".

Pojawiają się też pseudonaukowe argumenty, że nie zgadza się w nich rodzaj, co jest absolutną bzdurą. Kiedy zwracam uwagę, że należy uszanować zdanie kobiet, które chcą, by mówić o nich "pani psycholog", a nie "psycholożka", to od razu staję się wrogiem feminatywów.

***

ADAMCZYK: - Normę językową tworzyły elity, a w związku z brakiem edukacji stała się ona niedostępna innym warstwom społecznym, co tylko pogłębiło podziały.

Powszechność szkolnictwa pozwoliła jakoś to wszystko wyrównać, ale nie czarujmy się - nie ma w Polsce równego dostępu do edukacji. Między innymi dlatego rozliczanie się z błędów językowych, na przykład w internetowych dyskusjach, jest wykluczające.

Dość zabawne jest to, chociaż to może śmiech przez łzy, że tak naprawdę nie wiemy, jak w dużej części wygląda współczesna norma językowa. "Wielki słownik poprawnej polszczyzny", na który często się powołujemy, to przedruk słownika z 1999 roku, który powstał na materiale z lat 80. i wczesnych 90. Mało tego - dowiedziałem się ostatnio, że duża jego część oparta jest na słowniku Doroszewskiego z 1973 roku, co oczywiście oznacza, że analizowany materiał pochodzi z lat 50. i 60. Jak w 2023 roku stosować reguły normatywne, które powstały w zupełnie innym świecie?

Oczywiście nie jest tak, że norma językowa nie jest nam w ogóle potrzebna. Trzeba jedynie pamiętać, że popełnianie błędów językowych nie świadczy w całości o drugim człowieku. I nie powinno skazywać go na wykluczenie.

***

Więcej - jak klikniecie lub wejdziecie w posiadanie drukowanej wersji gazety.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kaśka u Zapolskiej