Znak, Aga Zano, J. M. Coetzee, Gazeta Wyborcza
[GAZETA WYBORCZA] "Książka zła, a przy tym bardzo dobra. Tak piszą tylko mistrzowie" - o "Polaku" J.M. Coetzee, tłum. Aga Zano
Rzadko się zdarza, by Polacy byli głównymi bohaterami powieści pisanych przez południowoafrykańskich noblistów. I wcale nie tylko dlatego, że jest ich zaledwie dwóch. Narodowość głównego bohatera najnowszej powieści J.M. Coetzeego to niestety jeden z nielicznych powodów, by po nią sięgnąć. "Polak" miał był powrotem do tematów i atmosfery podejmowanych w najsłynniejszych dziełach noblisty, a okazał się ich powidokiem.
Mój redakcyjny kolega Michał Nogaś umieścił "Polaka" (tłum. Aga Zano) wśród 24 najbardziej wyczekiwanych przez siebie książek roku. Rozumiem Michała - z fascynacją czytałem każdą powieść Coetzeego, a do niektórych z nich, jak "Hańby" czy "Żywotów zwierząt", wracałem wielokrotnie. Do tego drugiego z wielką przyjemnością przed dwoma laty, gdy ukazał się w nowym przekładzie Jacka Dehnela. Trudno zatem nie czekać na nowego Coetzeego. Nie będzie to jednak książka, do której wrócę z własnej woli.
***
Przyszli "usłyszeć Chopina w wykonaniu prawdziwego Polaka". I się zawiedli. Witold Walczykiewicz, 72-letni uznany pianista, kontrowersyjny interpretator Chopina, dostaje zaproszenie do kameralnego występu w Barcelonie. Tu poznaje Beatriz, zbliżającą się do pięćdziesiątki organizatorkę koncertu. Kobietę żyjącą w stabilnym - żeby nie powiedzieć: nudnym - małżeństwie. Choć nie podobał się jej koncert, musiała pójść na kolację z Polakiem i odwieźć go do hotelu. W końcu to wszystko przez nią.
***
- Nie wyrwało się jej serce do Polaka, kiedy go zobaczyła, jak wkracza na scenę, odrzuca grzywę i zasiada do klawiatury - pisze wszystkowiedzący narrator najnowszej powieści Johna Maxwella Coetzeego "Polak", która w przekładzie Agi Zano ukazała się właśnie po polsku. Serce Beatriz do Witolda może i się nie wyrwało, ale jednak coś sprawi, że spotkają się jeszcze kilka razy. I nie będą rozmawiać tylko o Chopinie.
Tydzień po wyjeździe polski pianista wysyła swojej nowej hiszpańskiej znajomej płytę ze swoimi nagraniami. - Aniołowi, który czuwał nade mną w Barcelonie - pisze w liście do Beatriz. Dodaje: - Modlę się, aby przemówiła do niego ta muzyka.
Czy Beatriz polubiła tego człowieka? - pyta narrator.
- Być może tak, do pewnego stopnia - pada odpowiedź.
Dla niego wszystko się dopiero zaczyna. Ona chciałaby zakończyć znajomość, choć jest coś pociągającego w samej idei, że ona - stateczna i nieoczekująca wiele od życia kobieta w sile wieku, miałaby dać się porwać miłosnym uniesieniom. Bawi ją ta myśl. Bawi ją też Witold, a najbardziej jego niezgrabna angielszczyzna. Odrzuca zaś proteza zębów, które są "zbyt lśniące, białe, sztuczne". A jednak, gdy Witold pisze, że przyjeżdża do Hiszpanii poprowadzić warsztaty mistrzowskie w Gironie, mieście oddalonym od Barcelony o jakąś godzinę jazdy, mimo początkowego sprzeciwu decyduje się z nim spotkać.
(...)
"Polak" to proza lodowata, irytująco manieryczna. To celowe zabiegi mające sprawić, by całość zyskała znaną z najsłynniejszych powieści Coetzeego atmosferę dziwności i jakby czegoś wiszącego w powietrzu, niewypowiedzianego. Niestety, oczywistość nawiązań, nieufność wobec inteligencji czytelnika sprawiają, że historia Witolda i Beatriz, zamiast elektryzować, nudzi, a Coetzee momentami wpada w drażniący banał. To, co miało być melancholią, jest nudą, to, co miało być humorem, zdaje się wysilone, a to, co miało oddawać egzystencjalną dziwność sytuacji, bywa niezrozumiałe i niepotrzebne. Sentymentalność przeradza się w kicz.
Z drugiej strony "Polak" jest dziełem ciekawym...
Dlaczego?
Całość - TUTAJ
Skomentuj posta