Jan Kraśko, Agora, S.A. Cosby

[RECENZJA] S.A. Cosby, "Kolczaste łzy", tłum. Jan Kraśko

To powieść, która bierze krótki rozbieg i przez ponad trzysta stron pędzi nie oglądając się za siebie. S.A. Cosby rozrzuca gęsto trupy i czasem gubi logikę wydarzeń, ale nie można mu odmówić jednego - pisze wciągająco, a fabuła, którą opowiada, wymyka się ze stereotypów i daje do myślenia. “Kolczaste łzy” niespodziewanie przykuły moją uwagę i - ostatniego wieczoru lektury - nie pozwoliły łatwo zasnąć.

Isiah i Derek są udanym małżeństwem. Mają córeczkę (aż chciałoby się dodać “uroczą”, bo przecież córeczki w takich opisach zawsze są “urocze”), wspólny dom i starych, którzy próbowali zniszczyć im życie. Nic szczególnie zaskakującego. “To byli naprawdę wspaniali ludzie”, będzie wspominał ich barman w klubie “U Judy Garland”. Isiah i Derek zostali bowiem zamordowani, a na poszukiwaniu morderców ruszają ojcowie chłopaków. Ci, którzy wcześniej wspinali się na wyżyny homofobii i konkurowali w okrucieństwie wobec swoich dzieci. Życie bywa bowiem pokrętne i rzadko kiedy racjonalne.

Jesteśmy w powieści sensacyjnej, więc oczywiście obaj tatusiowie są po przejściach, więzieniach i próbach wyjścia na prostą. Dzieli ich kolor skóry - Ike jest czarny, a Budy Lee biały. Dzieli też zamiłowanie do przemocy. Nie, żeby nie lubili. Po prostu jeden gustuje w bardziej krwawych rozliczeniach.

“Kolczaste łzy” (tłum. Jan Kraśko) to ciekawy przykład książki gatunkowej, która z jednej strony oferuje sztampową, przewidywalną rozrywkę, podlaną krwią, łzami i niezwykłym tempem wydarzeń, z drugiej zaś - daje czytelnikowi mikrowykłady na temat homofobii, transfobii, różnic między doświadczeniami czarnych i białych osób w Stanach Zjednoczonych. Nie są to wykłady zbyt nachalne, ale to jedna z tych opowieści, w których ludzie nagle przystają, by wygłosić slogany w rodzaju: “Nie ma żadnego znaczenia, obok kogo chce się rano budzić, pod warunkiem, że w ogóle się budzi”. Jest to tak słuszne i jednocześnie sztuczne. Na tyle, że czytając, wyobrażałem sobie “Kolczaste łzy” jako musical.

W naszych wojownikach zachodzą oczywiście przemiany, a jakby czytelnik ich nie zauważył, to zawsze jeden ojciec do drugiego może wygłosić mówkę, którą zacznie od zdania: “Myślę, że pierwszy raz w życiu patrzysz na świat oczami ludzi, którzy wyglądają inaczej niż ty”. Dziękuję, nie zauważyłem. Jednocześnie byłem w stanie wczuć się w dramat tych mężczyzn, którzy - bardzo nieumiejętnie - jednak kochali swoje dzieci.

Powieść Cosby'ego to dzieło o heteryckich mścicielach, którzy w trakcie prowadzonego przez siebie śledztwa, odkrywają, że prawie nie znają swoich dzieci, a ich niemal westernowe przygody dają autorowi możliwośc opowiedzenia o losie nienormatywnych dzieciaków nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Cosby pokazuje w “Kolczastych łzach”, że nawet w świecie, który po raz pierwszy w historii na prezydenta wybrał czarnego faceta, a małżeństwo nie oznacza już tylko “jej i jego”, pełno jest historii przemocy i nienawiści. Queerowa utopia baru “U Judy Garland” zderza się tu z codzienną przemocą i pogardą, której doświadczają osoby narażone na stygmatyzację i wykluczenie.

W jednej ze scen Ike mówi: “Zawsze jestem przygotowany na to, że biali sprawią mi zawód. Bywa, że nie sprawiają, ale kiedy sprawiają, już mnie to nie szokuje”. Rozumiem go, zawsze jestem przygotowany na to, że powieści sensacyjne sprawią mi zawód. I nie czuję się oszukany, gdy tak się dzieje. Tu - przy wszystkich minusach prozy gatunkowej - czuję pewną satysfakcję, bo właściwie czemu byśmy nie mieli kibicować dwóch byczkowatym heterykom, którzy muszą przejść własną Golgotę (wybaczcie biblijne porównanie, jakoś mi weszło pod palce), żeby odkupić - choć minimalnie - swoje winy?

Jest to książka warta waszej uwagi.
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Wisława Szymborska literackiego Nobla dostała w roku...