wywiad, Tadeusz Sobolewski, Gazeta Wyborcza
[GAZETA WYBORCZA] "Sobolewski: U nas wszystko było wielką literą. W Cannes zobaczyłem, jak bardzo jesteśmy prowincjonalni" - rozmowa z Tadeuszem Sobolewskim
To dla mnie wielki przywilej móc dzisiaj zaprosić Państwa do lektury rozmowy z jednym z moich ulubionych ludzi na tej planecie, Tadeuszem Sobolewskim.
To efekt wspólnej, niełatwej pracy dwóch osób, które sobie ufają i wiedzą, że robią to po coś. Nie tylko dla klików. Choć one też będą miłe. Tadeusz — dziękuję za zaufanie. A Państwa zapraszam do lektury.
O Cannes, ale nie tylko o Cannes.
Coś tam czai się w szczelinach.
***
Wojciech Szot: - Na co liczyłeś, jadąc do Cannes?
Tadeusz Sobolewski: - Nie jechałem w określonym celu. Chciałem zobaczyć coś, co nie mieściłoby się w przyjętych u nas ramach. Ciekawie było przeżyć coś takiego jak film socjalistyczny bez komunizmu. Czy zbliżyć się do czegoś takiego jak religia bez Kościoła. Bez tego wszystkiego, co nas w niej krępuje. Coś takiego znalazłem w gorzkiej komedii Loacha "Wiatr w oczy" o robotniku - katoliku - który zapożycza się, żeby kupić córce sukienkę do Pierwszej Komunii. Potem, z przyjacielem, szuka czegoś, co można by ukraść i sprzedać, żeby za nią zapłacić. Na przykład trawnik sprzed czyjegoś domku… Chaplinowski humor, do łez.
WSZ - Jakie to kino?
TS - Kino przedstawiające walkę prostego człowieka, który ma szansę na zwycięstwo. W "Ziemi i wolności" Loach opowiada o wojnie hiszpańskiej z punktu widzenia angielskiego robotnika, który na miejscu spotyka się ze stalinowską propaganda. Widz Loacha wzruszony patrzy i widzi - to jest socjalizm. Ten film wyzwala, jak mówił Orwell, poczucie socjalne. W Polsce nie został zauważony.
A tu taki obrazek: Loach w otoczeniu swoich aktorów wchodzi na konferencję prasową. Śpiewają "Międzynarodówkę". Uśmiechnięci, na luzie. Nagle uświadomiłem sobie, jaki to jest kapitalny tekst.
"Wyklęty powstań ludu ziemi. Powstańcie, których dręczy głód. Myśl nasza, blaski promiennymi. Powiedzie nas na bój…". Zapomniałem, co dalej.
WSZ - "Na trud".
TS - "Na trud…" Pamiętasz. Nigdy w życiu tego nie śpiewałem.
WSZ - Nigdy?
TS - Nie było okazji…
W tłumie krytyków wychodzących z Grand Théâtre Lumière usłyszałem kiedyś ładny głos, podsumowujący festiwal: "Płakałem na Loachu. On wierzy naprawdę, głęboko, niewinnie". Głównym odkryciem tego festiwalu była dla mnie wiara Loacha i estetyka Hou Hsiao-hsiena z Tajwanu…
Oczekiwałem wtedy od kina, że spełni swoją misję religijną. Wierzyłem w religię kina.
WSZ - Spełniło?
TS - Nie. Pokazało coś innego.
***
Skomentuj posta