Olga Tokarczuk, Gazeta Wyborcza, Milica Markić

[GAZETA WYBORCZA] "Dlaczego studenci w Serbii protestują pod transparentami z cytatem z Olgi Tokarczuk" - rozmowa z Milicą Markić

— Olga opowiada o żydowskiej tożsamości jako ukrytej części polskiej tożsamości. Doskonale to rozumiem jako osoba, która odczuwa ból fantomowy po rozpadzie Jugosławii — mówi Milica Markić, tłumaczka książek Tokarczuk na serbski.

Markić przełożyła 13 książek polskiej noblistki, co jest światowym rekordem.

Porozmawialiśmy.

***

Wojciech Szot: Dlaczego akurat polski, a nie francuski czy angielski?

Milica Markić: Zawsze mnie ciągnęło do Europy Środkowej, tych naszych "bliźnich" — Węgrów, Polaków. W duchu Gombrowicza można powiedzieć, że ich historie są pełne gołych cesarzy i Don Kiszotów. Studia polonistyczne zaczęłam w 1985 r. To był wtedy egzotyczny wybór. Istniała jeszcze Jugosławia i ludzie przeważnie interesowali się językiem angielskim, hiszpańskim, niemieckim czy włoskim.

Za wyborem polskiego stoi też prywatna historia. Okazało się, że mój ojciec miał emocjonalne związki z Polską, które odkryłam dość późno. One też nakierowały mnie na język i kraj.

WSZ - Polska literatura była popularna w Jugosławii?

MM- Na pewno miała szczególne miejsce. Zwłaszcza poezja, która była wielokrotnie przekładana. Wszystko zaczęło się dzięki Petarowi Vujičiciowi, który w 1964 r. wydał pierwszą u nas antologię poezji polskiej XX w. Po nim nastała Biserka Rajczić. Oboje pracowali jednak za czasów, gdy to państwo utrzymywało wydawnictwa. Paradoksalnie właśnie to dawało im wolność, bo mogli całe swoje życie poświęcić przekładom. Dzisiaj tłumacze utrzymują się z grantów, a tutejsi wydawcy bez grantów ani rusz.

Tłumaczenie literatury to powołanie, do którego realizacji wolność jest niezbędna. Bez niej nie ma żadnej twórczości artystycznej.

(...)

MM - "Księgi…" wymagają od tłumacza solidnego przygotowania, lektury tekstów o sabataizmie, Jakubie Franku. Jednak największym wyzwaniem są gry językowe i ironia. Jest choćby cały rozdział zatytułowany "O masztalerzu i nauce języka polskiego", który opiera się na grze pomiędzy sformułowaniem "masz talerz" a "masztalerzem", czyli koniuszym. Można to przełożyć z przypisami, ale bardzo tego nie lubię. Musiałam więc zmienić kontekst i wymyślić ten rozdział inaczej.

***

Jaki błąd znalazła tłumaczka w "Księgach...", ale - co chyba ważniejsze - jak książka Tokarczuk jest czytana w Serbii - dowiecie się z mojej rozmowy z niezwykłą Milicą Markić.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Czego katastrofa następuje u Haliny Snopkiewicz?