Marginesy, Joanna Kuciel Frydryszak
Joanna Kuciel Frydryszak, "Iłła. Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie"
Wychowywana w patriotycznym domu hrabiny Buyno (z rodu Plater-Zyberków), na jej rękach umierał Narutowicz, pisała listy w imieniu Marszałka, w czasie wojny mieszkała w Rumunii i na Węgrzech, gdzie nauczyła się języka, do dziś to jej tłumaczenie Anny Kareniny jest uznawane za niedościgłe. Na wieść o śmierci Stalina zareagowała ponoć znakiem krzyża.
Pisze Joanna Kuciel-Frydryszak, biografka Iłły: “W ‘Dziennikach’ przytacza Dąbrowska scenę, gdy w 1952 roku zaprosiły z Anną Kowalską Iłłakowiczównę na obiad i Anna zapytała, jakich potraw poetka nie jada.
Dąbrowska: Uważaj Anna, bo pani jest bardzo kapryśna.
Iłła: A skąd pani wie?
Dąbrowska: Cała Polska o tym wie.”
To jest zabawne i przyciągające do lektury, ale muszę szczerze powiedzieć, że była to lektura niezbyt wciągająca. Mam z tą biografią na pieńku - moje spore oczekiwania nie zostały zaspokojone a takie biografie pisane “od-do”, od urodzin do śmierci, bardzo przykładnie chronologicznie i bez skoków w bok nie wciągają mnie. Styl, w którym Joanna Kuciel-Frydryszak pisze “Iłłę” jest mocno beznamiętny, autorka jest biografistką prawie nieobecną, relacjonuje życie wybitnej poetki przykładnie, rzetelnie, bez uniesień i bez “feelingu”. Dobrze wykonana relacja, ale czy dobrze napisana biografia? Nie w 2017 roku. Zabrakło wielogłosowości, bardziej reporterskiego i analitycznego wyjścia poza samą postać, może ciekawszego pokazania jej na tle epok. Jednocześnie jest “Iłła” książką bardzo rzetelną, co cenię, ale mimo to - przeczytałem ponad 400 stron i choć bliższą mi się Iłła wydaje niż była wcześniej, to trudno mi ocenić jej rolę w poetyckim świecie. No i od strony literaturoznawczej Kuciel-Frydryszak mogła troszkę więcej wyciągnąć z samych poezji swojej bohaterki (za to jak cytuje to hojnie, wiersze ładnie zapełniają arkusze). Niedosyty, choć książka imponująca. Do tego pięknie wydana.
Iłłakowiczówna - dama, zmanierowana i z manierami, szorstka, elegancka egoistka, katoliczka, żyjąca samotnie przed i po wojnie to kobieta fascynująca, pokazująca, że można mimo przeciwności losu, biedy i szarości epoki wczesnego PRL zachować siebie i żyć na swoich warunkach. Śmiano się z Iłły nie jeden raz, po wierszach ku czci Piłsudskiego czy w sytuacjach nadmiernej religijnej egzaltacji. Jednocześnie chyba wszystko, co robiła, robiła w całkowitej szczerości z samą sobą. Postawa budząca mój respekt.
Także Dąbrowska kpiła z Iłły, ale jednocześnie doceniała jej postawę jako emancypantki i kobiety, która zawsze potrafiła postawić na swoim. Nieufna wobec polityki była typem państwowca. Będąc sekretarką (choć nie najbliższą) Piłsudskiego pracowała dla ojczyzny i nie potrafiła zozumieć, dlaczego po wojne nie chcą jej przyjąć z powrotem do MSZ, w końcu w pracy urzędniczki nie chodzi o poglądy polityczne a konkretne umiejętności. O słodka naiwności! Jest tu też ciekawy wątek przyjaźni z Tuwimem, którego przed wojną Iłła broni przed antysemicką nagonką, po wojnie zaś to Tuwim namawia ją do przyjazdu do Polski (i złośliwie wypomina, że długo się nie może na ten powrót zdecydować), który skończy się dla poetki dalszym klepaniem biedy (na nią, w przeciwieństwie do Tuwima, nikt poza propagandą nie czekał). Można było te wątki ciekawiej pokazać odchodząc od chronologicznej narracji, ale wspólną cechą autorki i jej bohaterki jest bolesna konsekwencja, nawet w rzeczach nienajlepszych.
Wielokrotnie powtarza autorka, że Iłłakowiczówna była uważana za osobę ekscentryczną, ale przykłady “dziwnych” zachowań współcześnie raczej nie zaskakują i Iłła nie jest bardziej ekscentryczna od przeciętnej gwiazdy popkultury. Rozumiem, że na użytek sprzedaży i promocji należy to podkreślać, ale autorka nieszczególnie mi tą ekscentryczność nakreśliła, bo to że ktoś jest hardy i twardej konstrukcji a do tego wierzący i wymagający od otoczenia, to nie jest dla mnie nic ekscentrycznego. “Ona jest bardzo dumna i prestiżowa” napisze o niej Giedroyc i jest to chyba najlepsza charakterystyka. Hasztag szacun.
Książka nie posiada indeksu, co czyni ją odrobinę nieprzydatną do pracy naukowej. Znalazłem też jeden frapujący błąd, otóż gdy mowa o relacjach Iłły z ZLP (sprawa usunięcia z niego Wojciecha Bąka) w latach 50., zilustrowano ten fragment pozornie pasującym do opisu zdjęciem, na którym są zarówno poetka jak i Bąk, ale pochodzącym z... 1936 roku. Gdyby nie obecność na nim nieżyjącego od 1940 roku Światopełka Karpińskiego można by odnieść wrażenie, że literaci w latach 50 ubierali się całkiem wystawnie. Zdjęcie nie jest podpisane datą powstania. Czepiam się, bo jak mi ten Światopełk wyskoczył w 1952 roku to jednak zdębiałem. A ja go bardzo sobie lubię w moim prywatnym panteoniku poetów z pięknymi imionami i równie uroczymi wierszydlami.
Nie mam złudzeń, że po książce Kuciel-Frydryszak sięgniemy jakoś zbiorowo po poezje Iłły, bo to utwory mocno niedzisiejsze, choć zdaje się, że w ostatnich tomach można znaleźć kilka wierszy intrygujących. Nie mam też złudzeń, że takich biografii nie będziecie chcieli czytać - z roku na rok biograf coraz bardziej staje się gwiazdą prezentującą swoją zdobycz i choćby spędził w archiwach miesiące czy lata, poznał bohatera/bohaterkę lepiej od niej samej, to bez zdolności promocji i takiego pisania, że w pięty nam idzie, będą to książki skazane na położenie na półce z historiami słusznymi acz niezbyt zajmującymi.
Gdyby trwał nieoficjalny wyścig na najważniejszą biografię roku to “Iłła” potknęłaby się na pierwszym płotku ale potem z gracją dotruchtała do mety. Już za chwilę bardzo too long to read o Gombrowiczu a na deser Szostakowicz i Andrzejewski. Obrodziło nam biografiami, a jak patrzę na zapowiedzi wydawców na 2018 rok to dopiero się wszyscy rozkręcają.
Skomentuj posta