Tomasz Minkiewicz, Format, Marta Szloser, Tadam, Emilia Dziubak, Ezop, Agata Dudek, Joanna Concejo, Nasza Księgarnia, Olga Tokarczuk, Muchomor, Alegoria, Peter Spier, Monika Utnik-Strugała, Diana Karpowicz, ZuzuToys, Majda Koren, Mariusz Biedrzycki, Zuzuanna Malinowska, Wytwórnia, Thomas Baas, Monika Rejkowska, Mamania, Martin Widmark, Marta Dybuła

Pomocnik Mikołaja - książki dla maluchów

Znoszę do domu kolejne tomy książek dla dzieci i wieczorami wertuję przygody księżniczek na opak, smutnych (lub czasem wesołych) dziewczynek i brawurowych wynalazczyń tajnych przejść w ciemnym lesie. Rynek książki dziecięcej zalała feministyczna fala, albo mój mózg postanowił nadal budować wokół mnie bezpieczną bańkę i nie dopuścić głosów sprzeciwu. Rynek zalewa też fala dobrych książek, choć na szczęście znalazłem też książki lekko podejrzane, którymi to podejrzeniami po podejrzeniu podzielę się poniżej. Dzisiaj zatem przegląd książek dla dzieci wszelakich, uzbieranych w ostatnim półroczu, dożebranych w ostatnich dniach, książek, które mnie czymś zaintrygowały.

“Księżniczka detektyw” Tomasza Minkiewicza na mojej liście pojawiła się nie tylko z powodu sentymentu do Wilqa, choć wyobrażam sobie jakąś słodką i małą dziewczynkę, która dzisiaj popiskuje z radości czytając przygody “księżniczki, która się nigdy nie nudziła” a za kilka lat będzie rzucała kreatywnymi bluzgami z Wilqa. Kibicuję tej dziewczynce już teraz. Książka Minkiewicza mnie uśpiła, ale nie jestem małą dziewczynką i czytałem ją o pierwszej w nocy. Za mało ilustracji, zbyt blokowo podany tekst - to z wad. Wszystko inne - gigantyczne plusy. Jak już jest ilustracja - to ciekawa, zróżnicowana i oryginalna. Treść - przewidywalna w kategorii “historia na opak”, ale całkiem zabawna. Tylko nie czytajcie o pierwszej w nocy. Wydało wydawnictwo Alegoria.

“Ludzie” Petera Spiera to wielkoformatowa opowieść o tym jak bardzo różnorodni jesteśmy - że mamy różne kolory skóry, oczu, nosy czy zarobki. Dobra robota z zakresu wyjaśniania różnic i przedstawiania różnorodności jako czegoś pozytywnego. Czytałem sobie, oglądałem, przypatrywałem się ludziom, których tu nie brakuje i choć zadowolony z przekazu miałem poczucie jakiegoś niesamowitego dystansu, który dzieli mnie od rzeczy tam przedstawionych. Gdy na obrazku podpisanym “telewizor” zobaczyłem stare pudło a w rodzajach komunikacji pokazano telefony stacjonarne cofnąłem się do strony redakcyjnej. Książka Petera Spiera ukazała się w 1980 roku i trochę to jest muzeum książki dziecięcej. Ciekawe, wartościowe ale jednak mocno zdezaktulizowane.

Dla starszych czytelników i czytelniczek, którzy od samych ludzi chcą poznać wytwory ich działalności ukazała się już w roku ubiegłym książka z fantastycznymi ilustracjami Diany Karpowicz i dość ciekawym tekstem Moniki Utnik-Strugały, “Krótka historia rzeczy”. Papier toaletowy, klej super glue, biżuteria czy metalowa puszka mają swoją historię, która zaskoczy też dorosłego czytelnika/czytelniczkę. Fantastyczną sprawą jest fakt, że autorka zwraca uwagę na kwestie recyklingu i ochrony przyrody, zachęty do sortowania śmieci zawsze miło widzieć. Co prawda zwróciłbym uwagę jeszcze na kwestie etyczne, które zostały pominięte przy takich hasłach jak “t-shirt” czy “czekolada”, a w tym ostatnim haśle zachęta do odwiedzin warszawskiego sklepu jednego z producentów słodyczy mnie razi, ale poza tym jest to z pewnością książka wartościowa i co najważniejsze w tym przypadku - ładna (poza momentami, gdy tekst wchodzi na rysunek i przestaje być czytelny). Istotne jest również to, że jest to książka jak na ten format wyjątkowo tania - sami i same zobaczcie, ale po zniżkach w dyskontach wychodzi naprawdę atrakcyjnie. 

Majda Koren napisała a Agata Dudek zilustrowała krótką historyjkę o Króliczku Serduszko i jego mamie, która ma skaranie boskie z tym niejadkiem. “Ugotuj mi bajkę” to dla mnie opowieść o nieumiejętności komunikacji w domu i przesadnym stawaniu na głowę dla małego potworka. Mały terrorysta oczywiście dostaje w końcu zadowalający go obiadek, ale mam wrażenie, że nie tak powinna wyglądać komunikacja między karmicielką a karmionym. Trochę żartuję, ale jednak czytałem to bez przyjemności. Dodatkowo w polskim wydaniu trochę “siadły” kolory i “niebieski grzebień” koguta zrobił się prawie czarny. Uwielbiam Dudek i jej pomysły kompozycyjne jak i umiejętności kolorystyki, ale tym razem bez “bez szału”. Tłumaczył Mariusz Biedrzycki a wydał Ezop.

Inna rysowniczka, którą wielbię, Emilia Dziubak stworzyła książkę o dinozaurach. To jeden z tych przewidywalnych do bólu tematów i niestety autorka nic nowego nie wymyśliła - “Co robią dinozaury” to taki dość prosty zbiór infografik o tych dużych potworkach. To jest oczywiście sprawnie narysowane, ale gubi się w zbyt małych kontrastach i ciemnych barwach. Dziubak nie raz udowadniała, żę potraf stworzyć książki o wiele ciekawsze. Za to nadal jestem pod wrażeniem formy wydania - nadruk na kartonowych stronach czyni tę pozycję zauważalną i bachoroodporną (tak wiem, to złudne życzenie estety), którą już znacie z “Roku w lesie”, czy przygód Binka i Pulpeta (które to ‘nota bene’ są dla mnie zbyt skomplikowane i muszę poprosić jakieś dziecko o wyjaśnienie mi niektórych fragmentów). Nasza Księgarnia stanęła jak zwykle na wysokości zadania. Jak już przy książkach Dziubak jesteśmy to przyznaję, że z podziwem patrzę na rozwój ten tytanki pracy. W tym roku dostaliśmy od niej aż trzy nowe książki. I tak “Tyczka w Krainie Szczęścia” to opowieść Martina Widmarka, którą musicie swoim młodym przeczytać. Świetnie pomyślana historia chłopca, który trafia do tytułowej krainy została zilustrowana w barwach ciemnych, trochę ciężkich ale zbalansowanych ich intensywnością. Kapitalna okładka i doskonały efekt, gdy czyta się ją przy nocnej lampce, które rozświetla tylko jasne partie ilustracji. Rzecz najzwyczajniej w świecie piękna i mądra. Trochę bardziej kontemplacyjny i chyba skierowany do starszych jest “Dom, który się przebudził”, czyli historia starszego Larsona, który po śmierci żony wycofuje się z życia. Aż tu do drzwi puka sympatyczny dzieciak z prośbą o przechowanie na czas wakacyjnego wyjazdu jego - jeszcze niewyrośniętego drzewka. Klasyczna opowieść o starości i przemianie, z trochę spokojniejszą ilustracją i chyba jednak odrobinę słabsza od “Tyczki…”, ale wciąż jest to najwyższy poziom ilustracji. Obie książki przełożyła Marta Dybula. Na dniach ukazało się też wznowienie książki Dziubak do tekstu Przemysława Wechterowicza, “W pogoni za życiem”. Patrząc na to jakim sukcesem było “Proszę mnie przytulić” i “Uśmiech dla żabki”, to ten duet warto kupować w ciemno.

Wiem, że nikt się nie przyzna, ale spotkałem się z głosami osób, które ilustracji Joanny Concejo jako żywo nie cierpią. Ja mam do nich stosunek umówmy się, niejasny. Niekiedy mnie zachwyca, a niekiedy za mocno zbliża się do przesłodzonej konfekcji rysunkowej, której nie umiem kupić choć rozumiem koncept i talent widzę nawet bez okularów. Olga Tokarczuk napisała krótki tekst o duszy i choć muszę być zgodny ze swoimi przekonaniami, tj. przyznać, że ten poziom uduchowienia i metafizyki jest mi obcy, zdaje się być pretensjonalny i trochę przewracałem gałkami ocznymi czytając tę mikroopowiastkę, tak już połączenie rysunku Concejo i konceptu Tokarczuk plus wysmakowane wydanie przez Wydawnictwo Format czynią “Zgubioną duszę” książką, obok której nie można przejść obojętnie. Do wrażliwców trafi ona natychmiast, do sceptycznych i schamiałych cyników jak niżej podpisany trochę wolniej, ale trafi - to gwarantuję. To jedna z tych książek, przy których powiadam wam - wykupcie ten nakład!

Również niezwykle wysmakowaną a do tego pełną edukacyjnej treści jest książka “Ale drzewa” Zuzanny Malinowskiej. Fantastycznie skomponowana okładka, duży format, ciekawie dobrany papier a w środku zatrzęsienie ilustracji przedstawiających drzewa, ich owoce i jeszcze kilka niespodzianek. Do tego leksykonowy opis i kilka zadań dla czytających Kapitalne połączenie dzieła artystycznego z użytkową książką, z której sporo można się dowiedzieć. Ponownie powiadam - wykupcie ten nakład, dopóki jeszcze Białowieszczańska puszcza stoi!

“Lot Osvalda” Thomasa Baasa (wydawnictwo Tadam) to olbrzymia, ciekawie zilustrowana książka, w której Osvald martwi się, że jego ukochany ptaszek przestał śpiewać. Na nic zdaje się powiększenie klatki czy kupiona małemu Fiu Fiu roślinka. Zwierzątko potrzebuje wolności i wiecie już pewnie jak to się wszystko skończy. Bardzo prosta opowieść o wolności została narysowana fantastycznie - nie w pełni dosłownie, ale też nie abstrakcyjnie, konturowo ale lekko, przywodząc trochę na myśl ilustracje Sempego. Mam nadzieję na kolejne dzieła tego autora w Polsce, dlatego jak szukacie prezentu ładnego, dużego i robiącego wrażenie (gigantyczna rozkładówka w środku) to popatrzcie na “Lot Osvalda” przyjaznym okiem. Jedna uwaga - będę się zapierał i uważam, że ptak nie może przeskakiwać z łapki na łapkę. Z nóżki na nóżkę i tyle. I w ogóle nie docierają do mnie argumenty, że niby kanarki mogą mieć łapki. W moim świecie nie mogą.

Na sam koniec zachowałem sobie coś, co mi się wyjątkowo nie spodobało. “Okruszki” Marty Szloser (ilustracje, całkiem udane, Monika Rejkowska). Oto historia dziewczynki imieniem Marysia, która kruszy. Co nie włoży do paszczęki to okruszki latają dookoła. Tak to wszystkich drażni a i samej bohaterce przeszkadza, że mama idzie z nią do psychologa (ten stwierdza, że nic Marysi nie dolega) a na koniec Marysia poznaje Klemensa, który też kruszy i biorą ślub. To co miało być w założeniu książką o zrozumieniu inności i jej akceptacji stało się kuriozum, przed którym uciekajcie. Ja miałem wrażenie jakby główna bohaterka była po prostu prześladowana przez swoich rodziców i zmuszona do ślubu z innym dziwakiem. Te “okruszki” miały być pewnie metaforą, ale nie czas na metafory. Bo przecież nie zabieracie dzieci do psychologa, bo kruszą! I nawet dzieci to wiedzą. Chciałbym, żeby bajki mówiły jednak o problemach dzieci nazywając je a nie zamieniając w kuriozalną przypowieść. Mamy wystarczająco dużo problemów z homofobią w szkołach, z prześladowaniem z powodów wszelakich, od wyglądu po status socjoekonomiczny i o tym róbmy książki nazywając złe rzeczy tak jak one powinny być nazwane. “Okruszki” to spory krok wstecz i książka wyjątkowo negatywnie przeze mnie odebrana. Kończy się ona przepisem na ulubione ciastko Marysi. Nie ruszać. Książki. Ciastko można.

Miłych księgarnianych poszukiwań!

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Skąd się biorą dzieci? Podaj miasto