Szczepan Twardoch, Wydawnictwo Literackie

Szczepan Twardoch, "Jak nie zostałem poetą"

Twardoch w felietonach mnie zaskoczył, czytałem z zainteresowaniem i choć to wiele nowych (i starych) póz autora, to warto im się przyjrzeć.

Żaden z polskich pisarzy nie przeszedł tak długiej i chyba zaskakującej drogi w swojej twórczości. Szczepan Twardoch udowodnił, że ciężką pracą, inteligencją i wyczuciem można zmienić swoje pisanie, można osiągnąć coś, co w karierze polskiego pisarza do tej pory było nieosiągalne - rozpoznawalność i marketingową atrakcyjność. Można łączyć ambicje z wymogami popkultury. Można też kokietować i uwodzić, tu w męskiej, bardzo męskiej odsłonie. Szczepan Twardoch zarówno gra z mediami, bierze udział w kampaniach reklamowych, odcina się od etosu inteligenckiego, a jednocześnie pisze książki odwołujące się do inteligencji, czekające na czytelnika z ambicjami. Co pasjonuje autora, wokół jakich tematów krąży i dlaczego nie został poetą - o tym można dowiedzieć się z jego nowego tomu esejów.

Genealogia.

Twardoch nie ukrywa, że możliwość zbadania swojego DNA mitochondrialnego i dowiedzenie się skąd pochodzi było dla niego czymś fascynującym. W artykule poświęconym odkryciom dokonanym dzięki temu badaniu pisze co prawda, że człowieka kształtuje rodzina, środowisko, rozmowy, ksiażki czy filmy, a nie scytyjskie pozostałości w komórkach, ale dodaje, że “warto te współrzędne znać, z wielu powodów. To, co wiem o moich przodkach, tych znanych z imienia i nazwiska i tych znanych z chromosomu Y, to właśnie współrzędne na mapie historii”. Już w pierwszej powieści, “Sternberg” Twardoch podróżuje w czasie. Wiedeń, końcówka wieku osiemnastego i dwóch braci, którzy choć sobie bliscy, dokonują bardzo odległych sobie wyborów. Jeszcze szyte grubymi nićmi i niezbyt umiejętne odtwarzane realiów historycznych jednocześnie zapowiada przyszłego Twardocha, pisarza o języku konkretnym, twardym, bardzo realistycznym.

Śląsk.

Tu się wszystko zaczęło. Albo i - na szczęście - nie zaczęło. “Nie wiem, dlaczego poszedłem do klubu gliwickich poetów, ale poszedłem, pchany jakby nieubłaganą logiką wydarzeń, silniejszą ode mnie”. Dzisiaj dziennikarze zjeżdżają na Śląsk po wywiad z Twardochem, a w “Epifanii wikarego Trzaski” przyjeżdżali, by rozmawiać z księdzem-cudotwórcą. Ta niezwykle ironiczna, trochę obrazoburcza, a na pewno zabawna powieść o księdzu, który bardzo dosłownie rozmawia z Chrystusem zapowiada kolejnego Twardocha - najlepszego współczesnego pisarza śląskiego. I tu przenieśmy się do “Dracha”, najambitniej zamierzonej powieści Twardocha. Śląska saga, w której równie płynnie jak języki, zmieniają się czasy i bohaterowie. Tylko miejsca wydają się być nienaruszone, wymianie podlegają wyłącznie dekoracje. Fantastycznie napisana opowieść o śląskości, jej praktycznym znaczeniu jak i warstwie mitologicznej. Trudna.

Morze.

Nie ma o nim wiele w powieściach, choć może wieloryb Litanii z “Króla” przypomina o fascynacjach Twardocha. Wyprawa na Spitsbergen, pływanie łodzią, survival - to częste tematy nie tylko esejów czy wydanego kilka temu dziennika, to również pasjonująca opowieść w mediach społecznościowych. Szczepan Twardoch pokazuje, że ważna jest opowieść, którą pisarz tworzy wokół siebie. Ta wyrażona w fotografiach, dobrze wykadrowanych, odpowiednio dobranych kolorystycznie. Wyrażająca się w dobrach materialnych, które dekorują niejedno zdjęcie. Pisze o nich w esejach, nie ukrywając, że kupowanie i posiadanie sprawia mu przyjemność. Opowieść Twardocha jest nastawiona na brutalną szczerość - lubię to, jestem taki, moje zdanie brzmi tak. I tyle, nic poza tym. Poza tym ma być literatura.

Romans.

Twardoch romansuje. Nie wiem czy z kobietami, dżentelmeni nie piszą o takich sprawach. Romansuje z formami. Niedługo na ekrany kin wejdzie film “Słodki koniec dnia” Jacka Borczucha, którego współscenarzystą jest Twardoch. Canal plus przygotowuje serial na podstawie “Króla”, bestsellerowej opowieści o mafijnej (nie tylko) żydowskiej, międzywojennej Warszawie. Tak samo jak w powieściach, gdzie balansuje między prozą z ambicjami artystycznymi (chyba niedocenioną należycie), a masową rozrywką, Twardoch nie ucieka przed światem, choć jest pisarzem, który wydaje się być niezaintereoswany codziennością, świetnie się w niej odnajduje. Ten dualizm Twardocha fantastycznie widać w ostatniej książce, “Królestwie”, w której opowieść historyczna zostaje doprowadzona prawie do przerysowania,. Wyrazistość bohaterów (a zwłaszcza bohaterek), obdarzenie ich cechami, których “w realu” nie udźwignęłoby kilka postaci jest zabiegiem ryzykownym, ale czyniącym tą prozę wciągającą i atrakcyjną w lekturze.

Uchylanie rąbka tajemnicy, zdradzanie tajników prywatności to z pewnością atrakcyjne elementy nowej książki Twardocha. Jednak ponad tym dostajemy felietony, które mówią wiele o otaczającym nas świecie, są mocno światłoczułe. Można je czytać jako uzupełnienie powieści Twardocha, ale można też niezależnie, by przyjrzeć się światu oczami mężczyzny, który z jednej strony ma jasno określone zdanie na wiele tematów, ale nie odżegnuje się od wątpliwości. A już na pewno od zachwytów. Jakże pięknie się Twardoch zachwyca!

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaki był różaniec u Rolleczek?