Otwarte, Urszula Poprawska, Nino Haratischwili

Nino Haratischiwili, "Kotka i generał"

To będzie recenzja bardzo pozytywna, ale zacznie się jakby nic tego nie zapowiadało, bo właściwie to nie wiedziałem po co mam się przebijać przez 600 stron tej powieści. Wydawnictwo życzyło patronat, kusiło kwotą i nie da się ukryć, że początkowo moje motywacje lekturowe były nastawione dość merkantylnie - jak się spodoba, to będzie i miło i jakiś pieniądz za tym pójdzie. To uczciwe stanowisko i wolę o nim mówić głośno, niż żeby ktoś miał szeptać po kątach. Prawdę rzekłszy to spodziewałem się, że w okolicach dwusetnej strony, czyli tam, gdzie przyzwoita proza powinna się kończyć, wymięknę i napiszę wdzięcznego maila, że no wiecie, fajnie że chcecie nawiązać współpracę, ale może z czymś jednak lepszym? Moim sporym zaskoczeniem był fakt, że dość szybko znajdowałem się dalej i dalej. Bo to jest naprawdę porządna literacka robota.

Gdyby nagle obcy facet podszedł do Ciebie i zaproponował Ci, byś zagrała osobę dawno już nieżyjącą, która została zgwałcona i zamordowana podczas wojny czeczeńskiej, a powstałe nagranie chciał wykorzystać do celów prywatnych, mogłaby uznać go za wariata. I słusznie. Ale gdy jest rosyjskim generałem, który raczej dostaje to czego chce, to nawet fakt, że mieszkasz w Berlinie i czujesz się co do zasady bezpiecznie, przestaje mieć znaczenie. Bohaterka książki Nino Haratischiwili długo opiera się przed tym zleceniem, ale jednak pieniądze mają znaczenie. I ambicje. I własna trauma.

“Kotka i generał” jest powieścią z bardzo szerokim planem - przemieszczamy się czasie i miejscach, od Czeczeni połowy lat 90, przez rosyjską pieriestrojkę, po współczesną kapitalistyczną (choć odrobinę lewicującą) stolicę. Autorka pieczołowicie buduje napięcie i z zacięciem pokerzystki odsłania kolejne wątki absolutnie nie przejmując się naturalną dla większości osób czytających potrzebą dowiedzenia się - ale o co tu chodzi? Byłoby to męczące i nieznośne, gdyby nie fakt, że kolejne portret bohaterów i bohaterek oraz rozbudowane do prawie mikropowieściowych formuł rozdziały zaczynają zazębiać się w dość nieoczekiwany sposób i coś, co pozornie wydaje się powieścią o narracji “wojna - kobiety - trauma” staje się opowieścią bardziej skomplikowaną, na pograniczu thrillera, kryminału i klasycznej obyczajówki. Dzieje się tu dużo, bo na sześciuset stronach raczej dziać się musi, ale Haratischiwli bardzo dobrze panuje nad wątkami, potrafi je prolematyzować i łączyć w zaskakująco trafnych momentach. Nie udaje jej się to tak do końca, oczywiście gdzieś tu wyczuć można banał opowieści, w której to każda akcja musi mieć jakąś przyczynę w przeszłości i powoli narracja odkrywa nam pełen obraz, trochę jak przy puzzlach, ale jest to zabieg z iteratury gatunkowej, a do tej “Kotka i generał” się zasadniczo zalicza.

Wydawca bardzo słusznie pisze w materiałach promocyjnych, że jest to powieść o winie, bo decyzje podejmowane przez bohaterów i bohaterki tej książki swoje źródło mają w poczuciu winy wobec najbliższych, losów kraju czy innych ludzi. Nie jesteśmy w stanie, w pojedynkę, zapobiec złu świata, ale czasem wydaje nam się, że musimy działać zgodnie z przeznaczeniem. “Kotka i generał” to też książka o problemach z męskością, tą wysyłaną na wojnę, bo przecież mężczyzna wojuje. Nie ma ucieczki przed tą perspektywą, zwłaszcza gdy żyjemy wśród czeczeńskich klanów. Haratischwili barwnie i trafnie pokazuje lata 90. w Rosi i to jak układy, które wtedy powstały, do dzisiaj rządzą tym krajem. Tym samym unika banalnego zestawienia oligarchicznej Rosji z ludową Czeczenią.

Mamy tu elementy thrillera, jak już choćby generał namawiający Kotkę do inscenizacji, kryminału, bo w tle od początku majaczy odpowiedzialność za zbrodnie wojenne i grupa wtajemniczonych mężczyzn, którzy wzajemnie się kryją, romansu, bo o miłości tu sporo, ale też powieści obyczajowej pokazującej dramat wojenny i sytuację w społeczeństwie rządzonym przez zbrodniarzy. Dużo tego, dlatego sześćset stron wydaje się być usprawiedliwione. Momentami drażnił mnie język “Kotki i generała”, może za bardzo jednak poetycki, za mało konkretny, ale to już kwestia dość osobista, ja po prostu bardzo dobrze znoszę powieści pisane jak z karabinu maszynowego - żołnierskimi zdaniami, w takim lekkim słowotoku nie zawsze się odnajduję.

“Kotka i generał” jest warta uwagi, bo to zawiesista opowieść, która wciąga. Bardzo mnie zawsze śmieszy, gdy recenzenci piszą “nie mogłem się oderwać”. Otóż praktyka codzienna pokazuje, że od każdej lektury odrywam się bez większych problemów. Ważne jest coś innego - “chciałem do tej książki wrócić”. Tu chciałem.

jeden komentarz

Agnieszka

19.04.2022 09:08

Uf... Pana recenzja troszkę mnie uspokoiła. Bo po lekturze doskonałego Ósmego życia z ogromnymi oczekiwaniami rozpoczęłam Kotkę i generała. I niestety gęsta narracja, długo skrywany sens tej historii, okropnie przeszkadzały mi, a właściwie nadal przeszkadzają w dalszej lekturze, bo jestem mniej więcej w połowie książki. I tak - też miałam chwilę zwątpienia, też chwilami chciałam odłożyć i nie wracać do Kotki i generała (cóż za pretensjonalny tytuł). Ale tak jak pan wspomniał - chce do tej książki wrócić. A więc wracam. Choć zachwytu nie będzie, warta poświęconego czasu.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W 1993 roku literackiego Nobla dostała... (podaj imię i nazwisko)