Znak, Gazeta Wyborcza, Marek Sterlingow, Dorota Karaś
[GAZETA WYBORCZA] "Jerzy Urban zasługuje na potępienie, nie na lajki"
Piszę o książce Doroty Karaś i Marka Sterlingowa, ale staram się dołożyć kilka informacji, których w niej nie znajdziecie. Polecam całość, a na rozgrzewkę jeden z fragmentów.
***
Może i „Baltimore Sun" to nie „New York Times", ale w latach 80. gazeta z Maryland była potęgą. Prowadziła osiem biur zagranicznych - od Tokio czy Delhi po Rzym. Reklama dziennika głosiła: „Słońce nie zachodzi".
Warszawską korespondentką gazety była Kay Withers, dziennikarka doświadczona w rozmowach ze szczególnie trudnymi interlokutorami. Pod koniec lat 70. przygotowywała książkę poświęconą etyce seksualnej Kościoła Rzymskokatolickiego. W Watykanie przepytywała hierarchów.
Stamtąd przyjechała do Polski, gdzie w sierpniu 1981 r., rzecznikiem rządu został Jerzy Urban. Były dziennikarz „Polityki", w latach 60. objęty zakazem publikacji, już wtedy był legendą. I wciąż na własną legendę pracował.
Ponad setka dziennikarzy gromadziła się co tydzień we wtorek w centrum prasowym Interpress na tyłach Teatru Wielkiego. Wtedy właśnie Urban odpowiadał na ich pytania. Jak pisał w 1988 r. Zbigniew Satała z „Gazety Krakowskiej", najbardziej krytyczną wobec rzecznika dziennikarką była Withers.
"Drąży rzecznika do samego końca, starając się uzyskać satysfakcjonującą odpowiedź" - pisał. W 1988 r. Withers niepokoi los złożonego przez „warszawski ruch homoseksualistów" wniosku o rejestrację stowarzyszenia. Urban unika odpowiedzi wprost o to, czy władze pozwolą na założenie organizacji. Po kilku miesiącach, ponaglony przez Withers, odparowuje: "Czuję się bardzo winny wobec pani, ale moje biuro, które miało uzyskać tę informację jest - lękam się - w pełni heteroseksualne i zapomniało o tej sprawie". Dziennikarze zarechotali.
Innym razem Withers pyta o zniesienie cenzury.
Tłumacz źle przekłada jej słowa. Tydzień później dziennikarka wygłasza sprostowanie. Nie jest - podkreśla - zwolenniczką cenzury. Urban ją rozumie. - Mieliśmy tu po prostu kłopoty z tłumaczeniem. Jednakże nikt z obecnych na tej sali nie przypuścił z tego powodu, że pani jest zwolenniczką cenzury. Role są podzielone. To ja się zadeklarowałem jako zwolennik cenzury - mówi.
Na konferencje przychodzi też Monika Olejnik. Pyta Urbana o mleko w proszku dla niemowląt. A raczej jego brak. Urban deklaruje, że nie ma żadnych kłopotów. Olejnik: - Przecież wystarczy się po prostu przejść do sklepu i stwierdzić, że Humany-0 i Bebika nie ma.
Tydzień później Urban publicznie beszta Ministerstwo Rynku Wewnętrznego za przekazanie kłamliwych danych. - Niemowląt nie karmi się liczbami - mówi Urban. Dziennikarze byli zachwyceni.
„Gazeta Krakowska" opatruje artykuł Satały zdjęciem Urbana z rękami złożonymi jak do modlitwy.
***
Zachwyceni nie byli politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej, gdy w 1993 r. po wyborczym zwycięstwie w ich sztabie pojawił się Jerzy Urban z wielką butlą szampana.
Zachwycony nie był Adam Michnik, gdy dziennikarz zadał mu pytanie o to, dlaczego przyszedł na pogrzeb Urbana. - Bo umarł - odpowiedział naczelny „Wyborczej".
Zachwycony sobą był sam Urban.
***
CZYTAMY TUTAJ, a książkę bardzo polecam - temat trudny, praca ciężka, a efekt doskonały w lekturze. A o to trudno.
Skomentuj posta