Otwarte, Agnieszka Walczy, Mariana Leky

[RECENZJA] Mariana Leky, "Smutki wszelkiej maści"

Jej “Sen o okapi” był jednym z największych hitów ubiegłego roku. Opowieść o wspólnocie, której wielu i wiele z nas potrzebuje, słodko-gorzka, ironiczna, zabawna i wciągająca. Leky pogodziła zarówno krytykę jak i czytelników lubiących książki, które nie stawiają oporu w konsumpcji.

Gdyby szukać wzorca z Sevres “comfort booka”, “Sen…” mógłby służyć za przykład. Nie dziwi więc fakt, że “Smutki wszelkiej maści” wydawnictwo opakowało w takie sformułowania, jak: “wprawia w zaskakująco dobry nastrój” (szkoda, że nie “podejrzanie dobry nastrój”), “kojąca”, o “odnajdywaniu szczęścia”, “wnikliwa i czuła”, “wiara w ludzi”, “siła więzi”, “dawka miłości”, a do tego “empatia” i odnajdywanie siebie.

Litości!

Jakoś rok po mowie noblowskiej Olgi Tokarczuk dostawałem metafizycznej wysypki na widok książek reklamowanych jako “czułe”, teraz wytwarzam w sobie przeciwciała na wszelkiego rodzaju “wprawianie w dobry nastrój”. Oczywiście, są takie książki. I rzeczywiście, “Smutki…” poprawiają nastrój, ale czytelnik atakowany przekazem marketingowym naprawdę zwątpi w sens lektury, nie mówiąc już o sensie uwzględnienia produktu w swojej decyzji konsumenckiej.

Dodatkowo może być rozczarowana czytelniczka, która odkryje, że “Smutki…” to felietony, czasem opowiadania, w których trudno wyczuć, co jest fikcją, a co opowieścią o codziennym życiu autorki. Czy naprawdę istnieje kuzynka Lydia, którą “cechuje niezmienna kremowa uprzejmość”, czy pan Pohl chodzi na spacery ze swoim psiakiem i opowiada historie, czy może to wszystko zostało zmyślone. Nie jest to istotne dla czerpania przyjemności z lektury książki Leky, ale warto podkreślić, że powieścią to ona nie jest. Zatem droga czytelniczko, uważaj.

O czym są “Smutki…”? Wspólnym mianownikiem felietonów Leky są ich bohaterowie - ludzie samotni, zmagający się z bezsennością, utraconą miłością, przemijaniem, niedopasowaniem do otoczenia. Zebrane tu smutki nie są dramatycznie rozdzierające, tragedie tu opowiedziane zdają się nie wychodzić poza ludzką, codzienną skalę. Sporo w tych historiach współczucia i - no dobrze, użyję tego słowa - empatii narratorki wobec opisywanych ludzi i nieludzi.

Mój szacunek budzi fakt, że bohaterowie i bohaterki tych tekstów różnią się od siebie niemal wszystkim - od wieku, po wyznawane poglądy. Leky nie zamyka się w jednej bańce, a śledzi ludzkość w jej zaskakujących czasem odmianach. Jest też humor i ironia, a także uważność (jeju, kolejne słowo od którego kiedyś dostanę wysypki).

Rodzice nastolatków będą z pewnością zachwyceni celnością obserwacji w felietonie "Dojrzewanie, czyli wędrówka kontynentów". Tim, chłopak w wieku niełatwym, kłóci się w pociągu z matką. Początkowo idealizująca go narratorka, współpasażerka, zaczyna tracić do niego cierpliwość. Do czasu, aż zaczynają rozmawiać. I do momentu, gdy na peronie zobaczy mamę Tima, która - gdy zbliża się do syna - "próbuje ukryć uśmiech, jak ktoś, komu polecono, żeby za żadnej skarby się nie uśmiechał". Dojrzewanie - jak mówi Tim - to "kupa zabawy". I sporo zabawy, ale też mądrych, życiowych refleksji odnajdziecie w tej książce.

“Smutki wszelkiej maści” są naprawdę dobrą książką, a Leky okazuje się pisarką świetnie radzącą sobie nie tylko w prozatorskiej formule. Warto przebić się przez lukier informacji o tej książce. A znajdziecie coś, co porusza i dotyka.

Książki Mariany Leky przekłada Agnieszka Walczy.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Iwasiów jak lody