Agora, Filip Springer
Filip Springer, "Księga zachwytów"
Dzisiaj o Filipie, który (się) za mało zachwycał.
Springer, ty cholero jedna, zakląłem po przeczytaniu "Księgi zachwytów".
Obiecywał mi we wstępie, że będzie to "przewodnik po olśnieniach, zachwytach i kilku rozczarowaniach" a jest to dość chaotyczne oprowadzanie po różnych przejawach architektury, mocno wtórne wobec tego co do tej pory napisał. Mam spore oczekiwania wobec tekstów Springera, bo choć bywają napuszone, narcystyczne i niekiedy zbyt ulegające poetyckiej wyobraźni autora, to są to jednak dobre kawałki literatury z biglem. W agorowej produkcji są przebłyski tego talentu, ale dominuje wyliczanka wskazująca na to, że Autor kompletnie nie odnajduje się w konwencji "Polska na weekend".
Przez Springera i jego "13 pięter" od jakiegoś roku zamęczam znajomych wątpliwościami co do zaciągnięcia bliższej znajomości z bankiem i skredytowania sobie lokum. Znajomi wątpliwości przeważnie nie mieli i liczą franki, a ja człowiekowi, który jedną książką sprawił, że umknąłem (póki co) doradcom od kredytów, daję kredyt zaufania i czekam na "Miasto Archipelag".
Trwając w pozycji gotowej do lektury, dzięki "Księdze..." trafiłem do Tarnowa w pow. garwolińskim a teraz 'zaliczę' Mławę i tamtejszy dom handlowy. I to jest pewna przewaga przewodnika Springera nad "Polską na weekend" Pascala. Ale to przewaga jednak niezbyt duża.Fi
Skomentuj posta