Jacky Fleming, Anna Dziewit-Meller, Ewa Borówka, Ezop, Wielka Litera, Znak, Agnieszka Wyszogrodzka-Gaik, Małgorzata Frąckiewicz, Elena Favilli, Francesca Cavallo, Debit, Kate T. Parker
Superbohaterki
“Dawno, dawno temu coś takiego jak kobieta nie występowało w przyrodzie i właśnie dlatego o kobietach nie uczycie się w szkole na historii. Występowali za to sami mężczyźni, a wielu z nich - wiadoma rzecz - było geniuszami.” W tym roku rynek wydawniczy udowadnia, że przyszłość należy do kobiet. I bardzo dobrze.
Na rynku książki mamy do czynienia z trendami (kryminał skandynawski, książki o zwierzętach, autorskie książki kucharskie) i mikrotrendami. Te drugie wymagają od wydawców elastyczności i szybszego podejmowania decyzji. W przypadku “superbohaterek” mamy do czynienia z trendem, który wcale nie wybuchł nagle - od kilku lat zwiększa się liczba książek o znanych kobietach, w dużej mierze dzięki postaci Marii Skłodowskiej-Curie, o której powstała już niezła biblioteczka zarówno dla czytelników i czytelniczek dorosłych, jak i młodszych. Nie jest jednak przypadkiem, że wraz z “Opowieściami na dobranoc dla młodych buntowniczek” na rynku pojawiło się kilka pozycji podobnych, acz bardzo od siebie różnych. Przeczytałem je dla was, zatem już nie piszcie do “Przyjaciółki”.
Z prezentowanych na zdjęciu pozycji najbardziej przekonuje mnie pięknie zilustrowana i wydana książka “Superbohaterki” autorstwa Małgorzaty Frąckiewicz. Autorka przedstawia czternaście naukowczyń, którym towarzyszą nowoczesne i wyraziste ilustracje oraz świetnie przemyślane zadania do wykonania przez dzieciaki. Nie wszyscy i wszystkie z was wiedzą kim była Mary Anning czy Hedy Lamarr, kim jest “żeglarek argo” oraz jak wyglądał dimorfodon. Po lekturze “Superbohaterek” raczej powinniście bez problemu orientować się w tych zagadnieniach. Jedynym minusem książki opublikowanej nakładem wydawnictwa Ezop jest dość jednak egzotyczny wybór portretowanych kobiet, bo z pewnością można było znaleźć więcej lokalnych przykładów niż przewidywalna do bólu opowieść o Marii Curie-Skłodowskiej. Jako uzupełnienie, dla odrobinę starszych (choć niekoniecznie) czytelniczek i czytelników dobierzcie do zestawu książkę Jacky Flemming “Klopot z kobietami” (tłum. Maria Makuch). To ilustrowana opowieść o tym dlaczego przez setki lat kobiety nie miały szans na równe szanse. Wyjątkowo złośliwa, rechotliwie zabawna a jednocześnie mądra i wciągająca historyjka, której nie możecie przegapić. Świat urządzony przez geniuszy, którzy mają włosy geniusza, w którym głównym zadaniem kobiety jest pilnowanie dziewictwa i niepocenie się, dzisiaj wydaje się być groteską, ale wcale nie jest to jakaś bardzo odległa przeszłość. Bonus dla wszystkich cyklistek - jak myślicie, że wasze pomykanie na rowerkach nie jest polityczną i genderową deklaracją, to jesteście w błędzie. Zerknijcie do książki Flemming, by dowiedzieć się dlaczego powinnyście natychmiast porzucić welocyped i wrócić do tamburków.
“Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek. 100 historii niezwykłych kobiet” Eleny Favilli i Francesci Cavallo (tłum. Ewa Borówka) to książka bardzo ważna w procesie wyrównywania szans wszystkich nas, nie tylko dziewczynek, na poznanie w szybkiej i prostej formie wielu bohaterek-buntowniczek. Zachwycaliśmy się nią wielokrotnie i jest to bardzo “lajkodajna” pozycja. Zachwycają mnie ilustracje autorstwa kilkudziesięciu rysowniczek z całego świata, setka portretów to świetny przegląd trendów w ilustracji i estetyczna przyjemność. Podobnie jak cała książka, która jest wydawniczym cymesikiem, ślicznie wyglądającym zarówno w księgarni jak i na domowej półce. Mam jednak krytyczne spojrzenie na treści w tej książce zamieszczone, bo oprócz oczywistości - wprowadzanie bohaterek, pokazywania, że kobiety mogą wykonywać każdy zawód i zająć każdą pozycję, to jednak te uproszczone portrety mają w sobie kanonizujący potencjał, który trudno będzie z głów maluszków naszych kochanych wybić. Zatem warto przy okazji lektury mówić maluszkom, że Aung San Suu Kyi nie jest postacią aż tak idealną a po zdaniu “rodacy przekazali jej władzę nad krajem” wydarzyło się sporo nieprzyjemnych rzeczy. O Sendlerowej (pięknie narysowanej przez Zofię Dzierżawską) znajdziecie informacje, że w trzy miesiące uratowała dwa tysiące pięćset dzieci. Prawie trzydzieści dzieciaków dziennie! Absurd. W lekturze od a do zet jest to książka bardzo też nudna, jak każdy leksykon, brakuje w niej pytań pomocniczych, zadań czy jakiegokolwiek przerywnika oraz pomocy dla rodziców/wychowawców do pracy z dzieckiem z użyciem “Opowieści...”. Jednocześnie pamiętam, że jako dziecko miałem czytaną na dobranoc jedną opowieść biblijną dziennie. Opowieść o oceanolożce, Sylvii Earle, uznaję obecnie za wnoszącą więcej do rozwoju młodego osobnika/osobniczki.
Książka Anny Dziewit-Meller z ilustracjami Joanny Rusinek przedstawia ważne i dość waleczne kobiety z polskiej historii. Przewodniczką po historii jest tutaj Anna Henryka Pustowójtówna, Heńka. Przedstawi nam ona zarówno Zofię Stryjeńską jak i Elżbietę Drużbacką, której jestem sporym fanem. I jest to opowieść, która dzieci powinna wciągać a opiekun(k)om prawnym wyjaśnić trudne pojęcia takie jak “feminizm”. Dziewit-Meller nie zapomina, że dzieciaki mogą nie znać takich pojęć jak “pierwiastki” czy “lamus” i warto je objaśnić a rozpiętość kolejnych opowiadań dopasowana jest do możliwości percepcji młodszych dzieciaków. A wiecie kim była Magdalena Bendzisławska? Nie? No to mam nadzieję, że “Damy, dziewuchy, dziewczyny” macie już w koszyku w waszym ulubionym ekomersie.
Pozwolę sobie jednak na dwie złośliwości wobec tej pozycji - nie do końca rozumiem umieszczenie w niej królowej Jadwigi i pisanie, że “dawnymi czasy szybciej osiągało się wiek odpowiedni do zadań innych niż tylko zabawa”, co jednak mnie rozbawiło. Nie rozbawiło mnie jednak, gdy pisze autorka: “Niektóre z nas były królowymi, inn walczyły na wojnach, pisały książki malowały obrazy, były naukowcami (...)”. Naukowczyni brzmi dumnie i nie czytam komentarzy z głosami sprzeciwu.
Na sam koniec zgniła wiśnia na tym przesłodkim torcie. “Dziewczyny mają moc. Chcemy być sobą” Kate T. Parker (tłum. Agnieszka Wyszogrodzka-Gaik) to coaching dla dziewczynek. Składa się to coś ze zdjęć dziewczynek i kobiet, które są aktywne, usportowione i pokonują przeciwności. Fotografiom towarzyszą inspirujące cytaty w stylu “Jestem dziewczyną, więc jestem wspaniała”. Po dwustu stronach zdaniem Magdy Mołek kobiety “nareszcie” uwierzą, że “świat należy do nich”. Bohaterki książki są zróżnicowane pod względem koloru skóry, pochodzenia, sprawności, wieku, co czyni ją produktem perfekcyjnym, jakby stworzonym za pomocą badań focusowych. Mam jednak bardzo sceptyczny stosunek do tej produkcji - pokazywanie słusznych wzorców i “empowerment” są niezwykle ważne, nie trzeba mnie przekonywać do tworzenie atmosfery akceptacji i otwartości, ale wizja która stoi za “Dziewczyny mają moc” to wizja kultu pracy i samodoskonalenia, która raczej smuci. Czasem zdarzają się tam też straszne bzdury, jak hasło “Kreatywności świat zawdzięcza postęp i zróżnicowanie kulturowe”. Serio? Albo to: “Łapiemy kraby, ale potem uwalniamy je, zanim umrą”. A co gdy jednak się nie uda? Oooops. Ale na tą refleksję nie ma czasu, na kolejnym zdjęciu czeka plaża i wizja cudownego wieczoru po całodziennym trenowaniu siebie. Jeśli mamy dać sobie prawo do porażki i jakoś przygotować dzieci na to, że codzienność jest żmudna i pozbawiona filtrów z insta, to mam obawę, że takimi książkami można raczej wyrządzić im krzywdę. Może się mylę, ale zaleca się ostrożność.
Czytajcie o superbohaterkach! Trzeba!
Skomentuj posta