Sine Qua Non, Rafał Jackiewicz, Łukasz Chmielewski, Artur Łukaszewski
Rafał Jackiewicz, Łukasz Chmielewski, Artur Łukaszewski, "Rafał Jackiewicz. Życie na ostrzu noża"
To nie była łatwa lektura, zamierzałem egzemplarzem ciepnąć o ścianę kilka razy, ale się powstrzymałem. Pan bokser Jackiewicz w życiu nie przeczytał żadnej książki (oprócz książeczki do prawa jazdy) i “napisał” autobiografię. Podejrzewam, że nic by z tego nie wyszło gdyby nie pomoc Łukasza Chmielewskiego i Artura Łukaszewskiego, którzy zapewne sporo się napracowali nad powstaniem tego dzieła. A dzieło to jest nawet odrobinę wciągające, tak jak każde wiejsko-gangsterskie opowiastki o złych chłopcach, którzy sprytem i szczęściem uchodzą przed wpadkami. Jednocześnie jest w tej książce coś, co mnie trochę martwi z etycznego punktu widzenia. Otóż pan bokser Jackiewicz nie dystansuje się jakoś przesadnie od swoich niezbyt bohaterskich dokonań (porwania, włamania, kradzieże, pobicia) a nawet je gloryfikuje i traktuje jak swoiste sportowe osiągnięcie. Sztubacki, chłopacki spryt to to nie jest, to bezczelność podejrzanego typa, któremu ktoś użyczył łam książki, by mógł szerzej się pochwalić sam sobą.
Inną dość ciekawą sprawą jest to jak autor (autorzy?) podpisują z nami pakt autobiograficzny, Oto czytamy w “Zamiast wstępu…”:
“Ta książka to zapis mojego życia, moja historia. (...) W tej książce nie koloryzuję, nie zmyślam, bo nie muszę. Mówię, jak było, a każda z moich opowieści jest jak nokaut. Tak zapamiętałem to, co przeżyłem. (...) Nie popełniajcie jednak moich błędów. Możecie nie mieć tyle szczęścia, co ja.”
Dwa ważne elementy tej wypowiedzi - podkreślenie autobiograficzności doświadczenia, choć akurat jest to książka, która zawiera dialogi a jak wiemy dialog jest pierwszym elementem, w którym autobiografia przenosi się do działu fikcji; drugi element - Jackiewicz nie mówi “nie róbcie złych rzeczy jak ja, bo nie warto”, ale mówi “nie róbcie, bo możecie nie mieć szczęścia”. Nie jest to jakieś szczególnie mocne zdystansowanie się wobec przestępczej przeszłości. W ciągu dalszym dowiecie się, że autor kompletnie się od niej nie dystansuje a raczej ją mitologizuje i opowiadanie brnie w tony całkiem radosne. Kilka cytatów zatem i komentarze i uciekamy od tej książki.
“Teraz, jako dorosły, odpowiedzialny ojciec i mąż, kiedy widzę stojące na trasie dziewczyny, bierze mnie obrzydzenie. Jak mogłem korzystać z ich usług? (...) Inna rzecz, że wówczas te panny były naprawdę ładne. Teraz oczy puchną od samego patrzenia.”
To ma być etyczne potępienie prostytucji czy zwyczajnie prostacki seksizm? Obrzydzenie, drogi panie Jackiewicz, to powinien mieć pan do siebie i sobie podobnych, którzy ten system tworzycie. Ale w kwestiach seksualności to jest Jackiewicz dość tępym typem:
“Wyciągnąłem jedną laskę pod ten przystanek. Z ulicy ludzie nic nie widzieli, ale z dyskoteki oczywiście tak. Rozpiąłem rozporek i zaproponowałem jej, żeby zrobiła mi laskę.
- Nie zrobię tego - powiedziała - Moja siostra mówi, że tylko dziwki robią coś takiego. (...)
No, nie umiała dziewczyna tego robić. A jej siostra miała rację…”
Bierze mnie obrzydzenie gdy to czytam, bo jest też o przemocy wobec kobiet i jak spodziewacie się jednoznacznego jej potępienia, to nie liczcie na to.
“Oczywiście nie lałem Ani tak jak on [były chłopak - WSZ] ale czasami ciężko było z nią wytrzymać (...). Nawet jak już się z nią rozstawałem, to przeprosiłem biednego Wojtka za to, że nazwałem go chujem [za bicie rzeczonej Ani - WSZ]. W sumie sobie na to nie zasłużył.”
Ech… macie jeszcze siły na więcej?
“Sznura używałem do pętania małych chamów na wiejskich zabawach. Jak jakiś chłopak był niegrzeczny, czyli nas wkurwił, na przykład pyskowaniem lub tym, że nie postawił, to kolega dawał mu w ryj, ja zarzucałem mu na szyję to lasso i ciągnęliśmy go, dopóki się nie uwolnił. A chwilę to zwykle trwało. Robiliśmy to tylko dla zabawy, bez rozboju. Teraz brzmi to dziwnie i myślę sobie, że dziś nie pętałbym już ludzi.”
Ale pewności dalej nie macie, że was Jackiewicz “na lasso” nie weźmie.
“To w sumie śmieszna historia… W kilku wywieźli jednego typa do lasu i chcieli go nastraszyć. Żeby być bardziej przekonującym, mój kolega powiedział wywiezionemu, że go zgwałcą (oczywiście to była tylko groźba, nikt go gwałcić nie chciał), i w sądzie wywieziony to zeznał - stąd taki wyrok”.
Bardzo śmieszna historia, śmiechu było co niemiara. Poczucie humoru ma Jackiewicz w ogóle, za przeproszenie, zjebane.
“Postawiono mi poważne zarzuty: wtargnięcie na posesję, grożenie śmiercią i próbę kradzieży. Jest to o tyle śmieszne, że nic stamtąd nie wynieśliśmy, nic nie ukradliśmy.”
Ot, etyka pantofelka.
“Kilka imprez przeszło jednak do historii. No przynajmniej ja je zapamiętałem… Okoliczne chamy też pamiętają, bo moje numery znają kolejne młode pokolenia.”
Pieśni, kurwa, pochwalne na pewno śpiewają. Książka Jackiewicza niestety utrwala stereotyp boksera jako prymitywnego idioty i na nic się zdaje druga część książki, w której autor mówi o swoich - faktycznie imponujących - dokonaniach sportowych. Jak zawsze jedynym ratunkiem pozostają kobiety - już niedługo wywiady Sylwii Chutnik z bokserkami. Wyczekuję!
Skomentuj posta