Italo Calvino, Julian Barnes, Znak, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Miron Białoszewski, Światowy Dzień Książek, Joseph Conrad, Didier Eribon, Dorota Kotas, Jacek Poniedziałek, Hanna Łupińska
O czytaniu
Hanna Łupińska zadaje zarówno tym najmłodszym, jak i starszym, pytania na które nigdy nie znajdziemy jednej, właściwej odpowiedzi. “Co oznacza być wolnym?”, jak te, na które odpowiedzi są znane: “Dlaczego niektóre drzewa rozbierają się na zimę”. Jest tu też pytanie kluczowe dla sytuacji, w której się znajdujemy, czyli :”Czy co roku przychodzi ta sama wiosna?”. Wspólne filozofowanie w towarzystwie pięknych, minimalistycznych ale też wieloznacznych i niezwykle plastycznych mimo abstrakcyjnej formy, rysunków z pewnością może być dobrym pomysłem na spędzenie Światowego Dnia Książki z przychówkiem ludzkim.
Czytanie to dla mnie głównie poznawanie ludzi, których nie mógłbym poznać w życiu codziennym. Przecież mijający nas mężczyzna nie przystanie i nie opowie nam historii swojego życia, jak robią to męscy autobiografowie. Dorota Kotas w “Cukrach” przypomina o tym, że dzięki literaturze możliwe jest spotkanie dążące do zrozumienia. W tej afirmatywnej i emancypacyjnej opowieści narratorka tworzy przestrzeń spotkania i choć efekt z trudem poddaje się ocenie jako literatura - o co zadbała też autorka we wstępie prosząc o nieocenianie książki i z góry wyprzedzając krytykę z powodu tego, że pisze o sobie i że to druga książka - to przypomina o pewnym ubocznym celu literatury, mającej być spotkaniem z prawdopodobnym.
Nie z istniejącym, bo nie ma prawdy nawet w najrygorystyczniej napisanym reportażu, ale z prawdopodobnym, posiadającym potencjał istnienia. Jak ci wszyscy “pogrzebani” w tropikach bohaterowie książek Josepha Conrada, przegrani poszukiwacze przygód i pieniędzy, zapętleni w swoich dążeniach, tragiczni choć też ohydnie kolonialni, przypominający o tym, że człowiek “europejski” w zderzeniu z odmiennością nie mając silnej psychiki i morale, łatwo ulegał degradacji i dezintegracji. Gdy narratorowi “Jądra ciemności” w przekładzie Anieli Zagórskiej zdarzyło się być zrównanym z Kurtzem, bohaterem na wskroś negatywnym, poczuł jakby “leżał w obszernym grobie, pełnym niewypowiedzianych tajemnic”. Czuł “ciężar uciskający mi piersi, zapach wilgotnej ziemi, niewidzialną obecność zwycięskiego zepsucia, mrok nieprzeniknionej nocy” (tłum. Aniela Zagórska). Są sytuacje, w których nawet bohaterowie literaccy potrzebują porównać swój los z losem innego napisanego bohatera, by dowiedzieć się czegoś o sobie.
Czytanie jest aktem spotkania z kimś, kim chcielibyśmy być, ale też możliwością przećwiczenia potencjalnego siebie. Czytając “Mężczyznę w czerwonym płaszczu” Juliana Barnesa (przekł. Iwona Chlewińska) zastanawiałem się jakim bohaterem tej powieści byłbym, przy założeniu, że wygrałbym na loterii genów i nie trafił do warstw, które do tej powieści trafiły jedynie jako przypadkowi przechodnie. Wyniosłym markizem, odreagowującym swoją frustraację i niespełnienie w upokarzaniu innych, ironicznym obieżyświatem, a może angielskim dandysem? Nienormatywność prawie w każdej epoce wymagała przybierania kostiumów społecznie akceptowalnych - jako eksces, lub jako poddaństwo. Walka o bycie sobą będącym “innym” wymagała skomplikowanej salonowej gry w uzyskiwanie statusu, albo usunięcia się nie tyle na drugi plan, co wyjście poza kadr.
To literatura jest tym, co nie tylko pozwala na spotkanie z innym, ale na przekazanie doświadczenia inności. “Cierpienie jest jedną bardzo długą chwilą. Nie możemy dzielić go na okresy. Możemy jedynie zapamiętać rozmaite jego fazy i notować chroniczne ich nawroty” - pisał Oscar Wilde w - znanym jako “De profundis” (tłum. Róża Centnerszwerowa) - liście do swojego kochanka, Lorda Douglasa. Listy naszych dziadków i rodziców nie opisują naszego, queerowego doświadczenia. Musimy go szukać gdzie indziej. Kevin Ohi, specjalista od prozy wiktoriańskiej, w swojej książce “Dead Letters Sent” pisze o “queerowej transmisji literackiej”, nawiązując tym samym do pojęcia “transmisji kulturowej” zakorzenionego w naukach społecznych. Alessandro Amenta, Błażej Warkocki i Tomasz Kaliściak, autorzy “Dezorientacji. Antologii polskiej literatury queer”, piszą z kolei o “intertekstualnych odniesieniach do odmieńczych ikon” w polskiej literaturze, zaś Didier Eribon w “Powrocie do Reims” (tłum. Maryna Ochab) odnosi się do sformułowania “transmisja kulturowa” pisząc, że uratowała go “subkultura gejowska i możliwości, jakie ona daje” - wymieszanie klas społecznych i gesty solidarności. Do tego jeszcze Jacek Poniedziałek czytający Eribona i piszący w “[Nie]Dzienniku”: “Dobrze pobyć w towarzystwie bratniej duszy”. Aktor i tłumacz przyznaje, że Eribon “przepracował to wszystko, co mnie męczyło i wciąż męczy”. Literatura jako sposób na spotkanie z samym sobą, choć wciąż obcym. Dlatego nie dziwi, że sam akt pisania dziennika przez Poniedziałka zaczyna się od Mirona Białoszewskiego, który w jednym z wierszy zamieszczonych w tomie “Oho” pisze: “To się nie da przepisać / z faktyczności / na wyrażalność”. Poeta w ostatnim ułożonym przez siebie tomie poezji zamieścił pozbawiony tytułu wiersz, który brzmi tak:
bez ludzi
tylko ja
pole do przepisu
Życie to dawanie pola do przepisywania, tożsamością poety jest jego przepisywanie, jak w poezji Tkaczyszyna-Dyckiego, który pisze o sobie: “ty jesteś pożałowania / godny głuptas trzeba czy nie trzeba Dyciu / dekonspirujesz się w każdym wierszu”, dzięki czemu wiemy też, że poeta nigdy nie był zżyty z kolekcją znaczków. Zatem czytanie jako spotkanie nie tylko obcego w innym bohaterze, ale i samego autora - jest możliwe.
Italo Calvino w “Po co czytać klasyków” cytuje Ciorana, który w “Ćwiartowaniu” wymyślił sokratejski apokryf. Kiedy szykowano dla Sokratesa cykutę, ten “uczył się arii na flet. ‘Do czego ma ci to służyć?’, zapytano. ‘Do tego, żebym umiał zagrać tę arię, nim umrę’”, miał odpowiedzieć grecki filozof. Nawet mając świadomość tragiczności naszego istnienia, czytanie i zapisywanie nie mają końca, bo zawieszają nas w czymś absurdalnym i jak przystało na literaturę - niemożliwym - próżni wypełnionej istnieniami. W oczekiwaniu na zderzenia z realnym. W przypadku Sokratesa - na cykutę, w naszym - na wszystko to, co dzieje się po odłożeniu książki.
Dlatego warto zadawać proste pytania i szukać różnych na nie odpowiedzi, nie przywiązywać się też do form idealnych, o czym przypomina Dorota Kotas w “Cukrach”, pokazując obawy przed odbiorem dzieła, które jest aktem narcystycznego zapisu siebie w geście emancypacyjnym. Nie przywiązywać się, że wszystko musi nas gdzieś zaprowadzić, jak w tym tekście, w którym są pytania i refleksje, tropy lektur i sugestie rozważań, ale jest też niepewność i wątpliwość, bo to co dla piszącego te słowa najważniejsze, to zawsze mieć wątpliwości. Calvino pisał w jednym z “Wykładów amerykańskich”: “W chwilach, kiedy królestwo człowieka wydaje mi się skazane na znoszenie ciężaru, myślę, że powinienem, niczym Perseusz, odlecieć w inną przestrzeń. Nie mówię o ucieczce w sen lub w irracjonalizm. Chcę przez to powiedzieć, że muszę spojrzeć na świat z innego punktu widzenia, przyjąć inną optykę, inną logikę, inne metody poznania i kontroli” (tłum. Anna Wasilewska). Mając wątpliwości można tylko czytać i szukać różnych odpowiedzi. Można zacząć od najmłodszych lat.
Skomentuj posta