Michał Rusinek, Chris Mould, Ted Hughes, Skład Papieru
[RECENZJA] Ted Hughes, Chris Mould, "Żelazny Olbrzym. Opowieść w pięciu odsłonach"
Jak tam Państwa Dzień Dziecka? Podstawówka obok której z czworonogiem mieszkamy zorganizowała imprezę z okazji święta. Gdy z głośników ryknęło “Highway to Hell” (ciekawe kto wybrał akurat ten utwór - nauczyciele czy uczniowie) postanowiłem uciec z mieszkania zabierając Tajfuna i pierwszą z brzegu książkę dla najmłodszych. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że “Żelazny Olbrzym” jest książką nie tylko dla młodszych czytelników, ale i nieźle rezonuje z kimś odrobinę starszym.
Żelazny Olbrzym przybył znikąd. Olbrzymi antropomorficzny złomiak będzie w tej książce ginął i się odradzał - rozpadał się i odbudowywał na przekór przeszkodom, ludziom i przyrodzie. Wpadnie do wody i wykopanego przez przerażonych ludzi dołu, ale wstanie na nogi. Gustować będzie w kuchenkach gazowych i posłucha się Hogartha, chłopca, który wierzy w to, że jedynie mieszkający ówcześnie na wysypisku złomu Olbrzym jest w stanie uratować ziemię przed nietoperzo-anioło-smokiem.
Wszystko to kończy się dobrze, żadne zwierzę ani smok nie ucierpią w tej historii, ludzie też będą całkiem zadowoleni, a młodzi czytelnicy zapewne zachwyceni, bo historia autorstwa Teda Hughesa jest zwyczajnie przygodą, ładnie opisaną, z dbałością o detal, bez nadmiernych uproszczeń, ale też niezbyt zawile. Wielkiej głębi w tym nie ma, przesłanie jest dość banalne, ale czytadło z tego niezłe, zwłaszcza dzięki rysunkom Chrisa Moulda, które doskonale wspierają wyobraźnię i choć Mould ewidentnie nie umie rysować lisów, które wyglądają u niego dziwnie sarnio, to jego Olbrzym jest bardzo udaną ludzko-maszynową hybrydą. Może nie jest to arcydzieło, ale porządna i do tego dobrze zilustrowana historia. Trochę za to droga (8 dych!).
Przełożył Michał Rusinek i jak się przyglądam oryginałowi to nowe wydanie zdecydowanie zyskuje na czytelności dzięki tłumaczowi z Krakowa.
“Olbrzym leżał, chrupiąc żelazne smakołyki”, pisze pod koniec Hughes i ja również udaję się leżeć i chrupać smakołyki, coś nam się z Tajfunem należy w ten dzień.
Skomentuj posta