Szymon Jakubowski
Szymon Jakubowski, "Napad"
Ponieważ ten tydzień postanowiłem spędzić z dobrą poezją i selfpublishingiem, to po wczorajszej poezji, która uzbierała setki lajków (co wy tak źle na widok tych wierszy reagujecie… ) dzisiaj selfpublishing. Książkę “Napad” Szymona Jakubowskiego dostaliśmy do recenzji naprawdę dawno temu, przeleżała się i w końcu przedarła się przez stos literatury zdecydowanie bardziej wartościowej. Ale tak jak niektórzy na siłowniach mają "leg day", tak ja zrobiłem sobie "week with bad literature".
Wracając do "Napadu" - w informacji prasowej autor uprzedza czytelników, że jest to adaptacja scenariusza, który “dostał nagrodę w konkursie Trzy Korony Małopolski”". Ilustracje do książki wykonał Jan Podgórski, a pan Jakubowski zaświadcza w podziękowaniach, że książka miała redakcję. To dość intrygujące, że redakcja przy “adaptacji scenariusza” nie poprosiła autora o napisanie takich elementów powieści jak: charakterystyka i wygląd postaci, miejsca wydarzeń, uczucia i emocje bohaterów, i tak dalej. Dostaliśmy praktycznie pozbawiony opisów zestaw dialogów połączonych ze sobą wyjątkowo beznamiętnym opisem akcji. Przyznaję, że dialogów bardzo sprawnie poprowadzonych i akcji potencjalnie wciągającej (choć sami wicie-rozumicie, książka jest o napadzie na bank i próba napisania książki o napadzie na bank pod tytułem “Napad” nie może recenzenta zachwycić), choć czasem przeciętnie wiarygodnej.
To, co mogło zadziałać jako scenariusz filmu i może nawet by zadziałało na ekranie (gorsze filmy widziałem), w postaci powieści jest uroczą pomyłką. Dodatkowo storyboardy mające ułatwić czytelnikowi wyobrażenie sobie bohaterów i miejsc akcji są tak przeciętne i sztampowe, że unikałem dłuższego im się przyglądania.
Autor książkę wydał własnym sumptem i jak pisze:
"Czytało go [scenariusz] sporo ludzi i mieliśmy całkiem niezły feedback od nich. (...) Jednak nie miał szczęścia do producentów. Trochę poleżał w szufladzie i w końcu postanowiłem coś z nim zrobić żeby się tak nie kurzył. Stąd pomysł na książkę. "
Jako osoba zajmująca się literaturą zawodowo, jestem zawsze wdzięczny wszystkim którzy uważają, że jak coś im się nie udało w dziedzinie filmu, ilustracji czy w ogóle w życiu im nie poszło, to muszą to przerobić na książkę. To dość popularna wśród czytelników i czytelniczek postawa, którą wspiera przemysł selfpublishingowy, roztaczając przed osobami piszącymi wizje prestiżu autora-pisarza (a nawet wizje zarobku).
Pan Jakubowski mnie wciągnął w swoją opowieść, ale nie bardziej niż taka cieniutka, ilustrowana książka o Bambi, którą miałem w dzieciństwie.
Wśród materiałów prasowych, które ciekawsze są niż sam "Napad" znalazłem takie cudeńko:
"Bo ta książka - to prawie film: wystarczy zamknąć oczy i chcieć go zobaczyć.". To rozwiązanie ma jedną zaletę - uniemożliwia lekturę "Napadu". Całkiem słusznie.
Dil Banshee
03.11.2018 21:23
Najbardziej obiektywna dotąd recenzja tej "książki". ;)