Gazeta Wyborcza, Ale Historia, ludzkie zoo, LunaPark
[GAZETA WYBORCZA] "Afryka patrzy na was czarną facjatą, przewraca straszliwie białkiem oczów, ludożerczo szczerzy uzębienie"
„Czarni Murzyni wpadali / do wiader pełnych śmietany”, pisał Gałczyński o trupie Senegalczyków, których - w 1931 roku - można było oglądać tuż obok stołecznego zoo.
Nie było to jedyna miejsca, gdzie mieszkańcy stolicy gapili się na przybyszy.
„Wczoraj na pl. Józefa Piłsudskiego, w pobliżu kawiarni hotelu Europejskiego, zgromadził się wielki tłum przechodniów”, donosił „Kurier Poranny”.
Gapiów było tak wielu, że wstrzymali ruch na ulicy. Powodem zbiegowiska było „pojawienie się na tarasie kawiarni kilku murzynek, uczestniczek trupy wsi Senegalskiej”, donosił reporter „Kuriera Porannego”.
Mimo interwencji policji tłum rozszedł się dopiero, gdy „hebanowych gości przesadzono do wnętrza lokalu”.
(...)
„Sławna na cały świat karawana Syngalezów i Tamilów, mieszkańców wyspy Cejlon, składająca się z 38 osób, mężczyzn, kobiet i dzieci", a do tego m.in. cztery słonie dotarło w kwietniu 1891 roku do Lwowa, informowała reklama zamieszczana w lokalnych dziennikach.
Ponad 2800 występów w 327 miastach Europy. Tyle – w okresie od drugiej połowy XIX do naszych czasów - szwajcarska historyczka Rea Brändle udokumentowała przypadków “ludzkich wystaw", określanych od początku XXI wieku jako "ludzkie zoo".
Pokazy pochodzącej z kolonii tubylczej ludności już pod koniec XIX wieku stały się olbrzymim, zarządzanym przez kilka dużych firm, przemysłem. Impresario, jak Francuzi Jean-Alfred Vigé i Aimé Bouvier, czy – najsłynniejszy z nich - Niemiec Carl Hagenbeck z pomocą lokalnych rekruterów, stworzyli rozrywkę, która przyciągała miliony widzów.
(...)
Największą „atrakcją” były grupy, których uczestnicy prezentowali modyfikacje cielesne. jak np. płytki wargowe - zwane “labretami" dyski wkładane do wyciętego w górnej lub dolnej wardze otworu. Kobiety z zamieszkującego Czad ludu Sara (zwane dawniej Sara-Kaba), jeszcze w latach 20. i 30. XX wieku były sensacją wystaw etnograficznych. Apogeum ich „popularności” była paryska wystawa kolonialna z 1931 roku.
Niejaki J.W.D. pisał z Paryża w dzienniku "ABC", że można tam zobaczyć m.in. „murzynki z drewnianymi półmiskami w dolnej wardze”. J.W.D.: „Prymitywizm tych ludzi jest zadziwiający. Żadna z murzynek nie wie, ile ma lat", a problemy z nimi ma "impresario tej niebywałej trupy”. W hotelu „dzikuski”, jak je określa, "zanieczyściły pokoje", a finalnie udało się znaleźć im miejsce w... ogrodzie zoologicznym w Lasku Bolońskim. W tym samym czasie o innwj grupie „elegantek znad jeziora Czad", informował dziennik „Dzień Dobry” w dużo mówiącym tytule "Nieprawdopodobna ohyda”.
O Saryjkach pisały nawet pisma dla dzieci. „To, co my uważamy za szkaradne zniekształcenie, w Afryce się podoba", informowało „Moje Pisemko”, tygodnik "obrazkowy" dla dzieci.
Jednej z ostatnich wystaw Saryjek towarzyszyła broszura, w której autor – afrykanista Paul Germann z Muzeum Etnologicznego w Lipsku – pisze, że kobiety są „nieskazitelne i nieśmiałe” oraz prezentują „starą, czystą, pierwotną kulturę murzyńską”.
Czy na pewno były to Saryjki? Modyfikacji dokonywały kobiety z wielu plemion, a informacje podawane przez organizatorów „wystaw” niekoniecznie odzwierciedlały ich prawdziwe pochodzenie. Dochodziło nawet do tego, że czarnoskórzy Afrykanie ubrani w „indiańskie” byli pokazywani w Manchesterze jako „kanibale”.
***
Dużo więcej w moim miejscu pracy.
Skomentuj posta