Wiersz na dobrą noc, Henryka Łazowertówna

[WIERSZ NA DOBRĄ NOC] Henryka Łazowertówna, "Sen"

Dawno tu poezji nie było, ale wakacje i wyjazdy nigdy nie służą skupieniu na wierszach. Dzisiaj rocznica rozpoczęcia Wielkiej Akcji - likwidacji warszawskiego getta. Do obozu zagłady w Treblince trafiła m.in. Henryka Łazowertówna. Miała trzydzieści trzy lata i była znaną już poetką. Zatem na noc "Sen" z 1934 roku. Sen, w którego finale wizja samotnego człowieka na placu budzi w przestrachu podmiot liryczny. Trudno oprzeć się wrażeniu jakby poetka widziała przyszłość. A przecież tego nikt sobie nie wyobrażał.

SEN

Taki sen: odjeżdżam gdzieś sama i bardzo daleko —
do stacji nieznajomej, której niema na żadnej mapie.
Nad dworcem niebo wisi jak wielkie, czarne wieko,
lokomotywa krzyczy głosem bitego człowieka,
kolejarze mają twarze jak papier...

Mam z sobą tylko jedną walizkę i jeden żal, którego nikt nie próbował zgłębić...
Jestem bardzo spokojna — i to czego nie widać: bardzo smutna.
Miasto w blaskach rozprysło się za mną, nade mną para się kłębi —
stoję w oknie wagonu, jak w pudełku nieruchoma kukła.

I ty jesteś także (— wykrzyknik na prostokącie peronu —)
z kwiatami, z bombonierą, z oczami, co nie marzą, z dłońmi, które nie tęsknią...
Romantyczny płaszcz samotności narzuciłeś na szczupłe ramiona,
w oczach masz twardy spokój, na ustach mądrość zwycięską.

Nie chcę twojej chłodnej mądrości, chociaż możesz mi dać jej tak wiele...
Nie zabiorę jej z sobą w ciemną przestrzeń pociętą szynami.
Wiem i tak: nic przede mną, wszystko za nami.
Wiem i tak — — Ale milczę, przyjacielu.

A Ty powracasz nocą (— punkt wplątany w geometrję ulic —),
cieniami domów rozcięty na srebrnego i czarnego człowieka,
wracasz w pustkę pokoju jak w ramiona kochanki się wtulić,
zwiewne kółeczka dymu na bezsenne spojrzenia nawlekać.

Trotuary — krokami, wspomnieniami lata odmierzasz,
samotniku zawzięty, uwięziony w kuli z szkła i lodu!
Świat odpychasz od siebie podniesionym na uszy kołnierzem,
pod stopami depczesz cień uparty — pognębioną, zgniecioną młodość.

Aż na jakiejś ulicy cień podniesie się z cichem westchnieniem
i zastąpi ci drogę powoli:
przypomnieniem — imieniem — kamieniem
coś uderzy w piersi — — I zaboli.

I zawrócisz swe kroki samotne
i przed dom jakiś cień cię powiedzie:
tam o jedno słowo się potkniesz,
— o to, któreś mi zapomniał powiedzieć...

Widzę cię: biegniesz na dworzec blady i wstrząśnięty,
(na uśpionych ulicach echo pośpiechowi twemu urąga —)
ale dworzec nazawsze zamknięty
i nie idą już żadne pociągi — —

Na pustym placu, na wietrze stoisz jak suchy badyl.
Niema przy tobie nikogo i niema pomocy znikąd.
Widzę cię: jesteś bardzo blady — —
Widzę — — I budzę się z krzykiem.
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Skąd się biorą dzieci? Podaj miasto