Nisza, Andrzej Dybczak, Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego, Muzeum Narodowe w Lublinie, Olga Boznańska, Anna Bilińska, Katarzyna Kobro, Zofia Stryjeńska

[GAZETA WYBORCZA] "A po wyborach? Czas na książkę i wizytę w muzeum"

Ja po weekendzie, podczas którego działo sie wszystko...

A bardziej na serio - to obraz Marii Dulębianki, który można zobaczyć w lubelskim Muzeum Narodowym na wystawie »Co babie do pędzla?!«. Artystki polskie 1850–1950”, która prezentuje ponad trzysta dzieł stworzonych przez setkę polskich malarek i rzeźbiarek.

Kuratorzy wystawy zebrali dla nas pokaźną ilość dzieł pokazujących różnorodne aspekty twórczości kobiet.

Znajdą tu państwo dzieła wybitne, jak i te trochę może warsztatowo słabsze, ale wciąż będące ciekawymi przykładami aktywności artystycznej. Pośród nazwisk znanych i już docenionych, jak Mela Muter, Olga Boznańska, Anna Bilińska czy Katarzyna Kobro i Zofia Stryjeńska, jest lubelska wystawa szansą na odkrycie dla siebie artystek, o których wspomina się dużo rzadziej.

Niestety lubelska wystawa zupełnie nie daje obrazom przestrzeni. Dzieła stłoczono w grzecznych rządkach, rzeźby rozłożono tak, by albo nie było ich zupełnie widać, albo widz się o nie niemal potykał.

Współczesne wystawiennictwo niestety idzie w ilość, a nie jakość prezentacji. Wyścig o to, kto zrobi większą wystawę sprawił, że rzadko myśli się o tym, by zrobić taką, na której doceniony zostanie moment naszego spotkania się z pojedynczym dziełem. Wystawa, której dumą nie będzie napierająca na widzów horda źle oświetlonych obrazów, a przestrzeń dla widzów, by mogli na chwilę wyłączyć się z codzienności.

A na jakie dzieła zwróciłem uwagę? Poruszający w swojej werystycznej szczerości jest “Autoportret” Stanisławy Kraszewskiej-Kaniowej (1937 r.) wypożyczony ze zbiorów Instytutu Biblioteki Polskiej w Paryż. To pozbawiony idealizacji portret kobiety z wyższej sfery. Wyzywający, szczery i przekornie piękny. Kraszewska-Kaniowa, spokrewniona z Józefem Ignacym mieszkała w Paryżu, gdzie przez jakiś czas dzieliła pracownię z Olgą Boznańską.

Fascynujący jest również “Portret” nieznanej kobiety autorstwa Marii Dulębianki ze zbiorów Anny Kiersnowskiej. Bohaterka obrazu podczas lektury zdaje się zapadać w drzemkę. Trudno nie zwrócić uwagi na wspaniały, homoerotyczny walor tego dzieła. Czy wyraźnie zarumienione policzki to przypadkiem nie efekt jakiegoś uniesienia w przedsennych majakach? A może efekt niekoniecznie pobożnej lektury?

Nie mogłem oderwać wzroku od imponującego studium “Głowa kobiety” Anny Bilińskiej (1884 r.) ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie. Jest coś poruszającego w tej androgynicznej, hardej, a jednocześnie delikatnej postaci.

Największym jednak prywatnym odkryciem były dla mnie dwa niewielkich rozmiarów obrazki Bronisławy Rychter-Janowskiej. Powstałe na początku 20. stulecia przedstawiają idylliczne pejzaże: zasypana śniegiem chatka w górach i jesienny krajobraz wśród pagórków. Wyjątkowa jest tu technika - są to kolaże, do których artystka użyła sukna, płótna, czy sfilcowanej wełny.

Zmarła w 1953 roku artystka zostawiła bogatą i bardzo różnorodną spuściznę artystyczną. Może znajdzie się muzeum chętne na przygotowanie wystawy jej poświęconej?

Nie poddajcie się przymusowi przyjrzenia się każdemu z ponad trzystu dzieł. A na pewno wyjdziecie z wystawy ze “swoimi” obrazami i artystkami.

Przed nami dwa trudne tygodnie. Może kultura przyniesie chwilę odpoczynku? Nie zapomnijcie o niej.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W jaki dzień zaczyna się poniedziałek? W mianowniku.