Wydawnictwo Literackie, Ewa Lipska

[RECENZJA] Ewa Lipska, "Miłość w trybie awaryjnym"

Zacznijmy od tego, że czytanie poezji Ewy Lipskiej to jest po prostu niesamowita przyjemność.

Gdy lektor wyczytuje nazwiska nominowanych do Oscara, pojawia się fraza „to 5 nominacja do nagrody Akademii dla…”. My możemy tym głosem powiedzieć – to ósma nominacja do Literackiej Nagrody Nike dla Ewy Lipskiej. Dość zaskakujące, że poetka zaliczana do klasyków (i klasyczek) polskiej poezji, nigdy nie otrzymała tej nagrody. Poza prozą poetycką Bronki Nowickiej nigdy kobieta-poetka nie zdobyła tej nagrody, co do pewnych przemyśleń powinno nas również skłonić.

Popatrzmy na okładkę – klasyczna, jakby wręcz ironicznie udająca tomik poezji miłosnych dla zakochanych, których zakochanie przypadło na lata trzydzieste czy sześćdziesiąte. Taka sztambuchowa, rzewna. A w środku będzie bomba atomowa połączona z płatkami róż. Lipska w niezwykle lapidarnych, krótkich i trafiających zawsze w samo sedno wierszach mówi o miłości, używając do tego artefaktów na wskroś współczesnych, często unikanych przez twórców urodzonych w dekadach dużo bardziej cyfrowych niż autorka „Domu Spokojnej Miłości”.

Zacznijmy od tego, że czytanie Ewy Lipskiej to jest po prostu niesamowita przyjemność. Bo tu są takie frazy jak:

„Cytowaliśmy nasze ciała
bez biograficznych przypisów”
czy:

„Tam
gdzie podrywało się do lotu
nasze łóżko
jest teraz lotnisko”

W tomiku „Miłość w trybie awaryjnym” Autorka posługuje się metaforami, antytezami, paradoksem i absurdem, często zestawiając ze sobą rzeczy czy tematy pozornie od siebie odległe, albo w drugą stronę – czerpiąc ze słownika słów w poezji miłosnej nadużywanych sprawia, że zyskują one nowe życie.

Więcej jak klikniecie.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaki był różaniec u Rolleczek?