Swietłana Aleksijewicz, Gazeta Wyborcza, Uładzimir Niaklajeu, Andrej Adamowicz, Alhierd Bacharewicz, Taciana Niadbaj, PEN Belarus
[GAZETA WYBORCZA] W Białorusi Orwell trzyma się mocno. Tak niszczy cenzura Łukaszenki
W "Gazecie Wyborczej" online I w druku znajdziecie mój spory tekst o sytuacji białoruskich pisarek i pisarzy, którzy uciekają przed reżimem Łukaszenki.
Mam sporą nadzieję, że namówię was na lekturę. Fragment poniżej, kierunek zwiedzania w komentarzu.
---
Urodzona w Ukrainie, wychowana w Białorusi, pisząca po rosyjsku Aleksijewicz po przyznaniu jej w 2015 r. Nagrody Nobla stała się najsłynniejszą krytyczką reżimu Łukaszenki. Satrapa nie mógł pominąć milczeniem wyróżnienia przyznanego pisarce.
Po kilku godzinach ociągania się złożył jej gratulacje: "Szczerze się cieszę z pani sukcesu. Mam wielką nadzieję, że pani nagroda przysłuży się naszemu państwu i białoruskiemu narodowi".
Kilka dni później Łukaszenka odniósł się do wielokrotnie wygłaszanych przez reporterkę krytycznych uwag pod swoim adresem. - To absolutnie niewłaściwe, bo ojczyzny, swojej ziemi, podobnie jak rodziców, nie wybiera się. Jest taka, jaka jest. Dlatego jeśli mówisz coś złego o ojczyźnie, wstydzisz się jej, to jesteś przede wszystkim złym synem - mówił Łukaszenka. Państwowe media przemilczały noblowskie uroczystości.
Książki Swietłany Aleksijewicz na białoruski przekładali m.in. Chadanowicz i Walancin Akudowicz, uważany za najważniejszego współczesnego filozofa białoruskiego. Ukazały się w niezależnym wydawnictwie Łogwinow. Wszystkie zostały wycofane ze sprzedaży w monopolistycznej sieci księgarń Belkniga, do której jeszcze wrócimy.
Noblistka wyjechała z Białorusi we wrześniu 2020 r. do Niemiec. Dopiero po długich miesiącach przyznała, że jej wyjazd był związany z wytoczeniem przez reżim Łukaszenki procesu członkom Rady Koordynacyjnej, utworzonej przez liderkę opozycji Swiatłanę Cichanouską po wyborach w 2020 r.
- We wrześniu 2020 r. przed moim domem przez dziesięć dni stacjonowali ubrani po cywilnemu funkcjonariusze służby bezpieczeństwa. Nawet konsjerż zadzwonił i prosił, żebym nie wychodziła - mówiła reportażystka w rozmowie z Deutsche Welle. - Kiedy wyjeżdżałam, też nie byłam sama, towarzyszyli mi dyplomaci [innych państw, gwarantujący nietykalność Aleksijewicz - red.] W przeciwnym razie wylot byłby prawie niemożliwy.
Byłam trzymana na granicy około godziny. Zabrano mi paszport. (...) Ale w końcu mnie wypuścili.
Skomentuj posta