Czarne, Filip Zawada, Magdalena Grzebałkowska, Joanna Ostrowska, Znak, Karakter, Agora, Marcin Wicha, Kacper Pobłocki, Katarzyna Surmiak-Domańska, Cyranka, Jerzy Szperkowicz, Łukasz Barys, Piotr Oczko, Ola Zbroja

[Polska książka roku 2021 Zdaniem Szota]

[POLSKIE TOP 10]

Czas na podsumowanie polskiej literatury, która w tym roku mnie nieszczególnie zachwycała, ale o tym za chwilę więcej. Póki co bądźmy radośni. Zatem przed Państwem 10 najlepszych polskich książek moim zdaniem, czyli Zdaniem Szota, a poniżej komentarz i obszerniejsze uzasadnienie każdej pozycji.

10. Katarzyna Surmiak-Domańska, “Czystka”, wyd. Czarne
9. Łukasz Barys, “Kości, które nosisz w kieszeni”, wyd. Cyranka
8. Piotr Oczko, “Pocztówka z Mokum. 21 opowieści o Holandii”, wyd. Znak
7. Aleksandra Zbroja, “Mireczek”, wyd. Agora
6. Magdalena Grzebałkowska, “Wojenka”, wyd. Agora
5. Joanna Ostrowska, “Oni”, wyd. Krytyka Polityczna
4. Marcin Wicha, “Kierunek zwiedzania”, wyd. Karakter

3. Filip Zawada, “Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna”, wyd. Znak
2. Jerzy Szperkowicz, “Wrócę przed nocą”, wyd. Znak
1. Kacper Pobłocki, “Chamstwo”, wyd. Czarne

A teraz czas na komentarz.

---

To był wspaniały rok dla polskiej literatury, którą po raz kolejny udowodniła, że jest tradycyjnie różnorodna i inkluzywna. Sylwia Chwedorczuk z biografią Anny Kowalskiej była nominowana do kilku nagród, żadnej finalnie nie otrzymując. Na szczęście Gdynię dostała Joanna Krakowska za esej o nowojorskiej scenie queerowej. Dorota Kotas z “Cukrami” podbiła serca czytelników i czytelniczek, a Patrycja Sikora była nominowana do “Paszportów Polityki”. 

Joanna Ostrowska za swoje książki i działania nagrody dostaje za granicą, bo jak wspomniałem, polski rynek książki jest “tradycyjnie różnorodny i inkluzywny”. Prawda jest taka, że tymi kilkoma nienormatywnymi książkami i autor(k)ami lubimy sobie poprawić nastrój, bo niestety polska literatura w porównaniu do tego, co się dzieje na tzw. Zachodzie jest ostoją tradycyjnej, konserwatywnej opowieści, w której dopiero swój głos odnajdują Ślązacy czy Kaszubi. 

W finałowej siódemce Nike mogliśmy przeczytać m.in wiersze o kościelnych dzwonach, rozważania heteroseksualnego Ślązaka, przygody heteroseksualnego małżeństwa na Fuercie, opowieści o heteroseksualnym producencie wina, historie heteryckiego wesela sprzed stu lat. Polski rynek książki to istny raj dla osób nienormatywnych. 

Tryumfy święci za to powieść z kluczem. Ten nikogo nie interesujący gatunek uprawiał w tym roku między innymi Zbigniew Mentzel pisząc o tyłku Hanny Krall, w swoim dziaderstwie będąc forpocztą dla Tadeusza Słobodzianka, którego pisarskie dokonania w mediach społecznościowych z pewnością będą mu równie dobrze pamiętane jak nagrodzona Nagrodą Nike “Nasza klasa”. Klasy w tym żadnej nie było, ale polska literatura heteroseksualnych panów w zaawansowanym wieku bywa źródłem moich wzruszeń czytelniczych, bo ostatnio sięgnąłem po “Maleńką” Janusza Majewskiego i się nie zawiodłem. Czytać się to da, ale nie wiadomo po co. 

To niestety wniosek z lektury wielu polskich książek ostatniego roku, jak choćby “Wydatków” Łukasza Zawady, które są moim największym tegorocznym rozczarowaniem, bo mówimy tu o autorze, który potrafił w literaturze drążyć nowe tunele, a tym razem zupełnie niepotrzebnie wyważył otwarte drzwi. Podobnie robi Andrzej Stasiuk w swojej ostatniej powieści, która jest taką literacką składanką najważniejszych wątków okołowojennych występujących w reportażu i prozie ostatnich lat przerobioną na powieść. Stasiuka ratuje język, który jest niezwykle bogaty, barwny i poetycki. Ten nie uratował Ignacego Karpowicza, który w ostatniej powieści ogląda swoich bohaterów zza przybrudzonej szyby, nie potrafiąc wydobyć emocji. O reportażach, które powstają już na kilogramy papieru nawet nie będę pisał - większość z tego co przeczytałem nie nadawała się nawet na recenzowanie. Bo nie wiem po co, w większości nie znalazłem niczego ciekawego od strony konstrukcji i języka - wszyscy piszą tak samo. To trochę jakby wszystkie owoce smakowały tak samo.

W kraju, w którym jest milion migrantów z Ukrainy i innych wschodnich państw zupełnie niesłyszalny jest ich głos. Także w literaturze. Jesteśmy skupieni na sobie, a migranci i migrantki są niewidzialni - tak dla prozy, jak i reportażu. 

Na szczęście wciąż powstają książki, które intrygują, otwierają nowe perspektywy i pozwalają się nam utożsamiać z ich bohaterami, bohaterkami czy historiami w nich opowiedzianymi. I takie książki chciałbym wyróżnić w swoim TOP10 polskiej literatury.

10. Katarzyna Surmiak-Domańska, “Czystka”, wyd. Czarne

Książka roku według magazynu książkowego wydawanego przez Agorę, czyli korporację medialną z którą Surmiak-Domańska od lat jest związana. Brzmi to niekoniecznie najlepiej, ale świadczy raczej o tym, że obieg recenzencko-literacki jest niewielki, a o książkach pisze bardzo wąskie grono osób, niż o jakimś szczególnym nepotyzmie. Osobiście też zarabiam w Agorze i z autorką byłem nawet kiedyś na korcie badmintonowym, ale gdyby mi się “Czystka” nie podobała, to bym zwyczajnie jej tu nie umieścił. A podoba mi się i to nawet bardzo. Reporterka pokazuje, że wciąż brakuje nam prywatnych herstorii, a historie naszych babek i prababek - o ile nie były ziemiankami, szlachciankami czy przemysłowczyniami - są zapomniane i wyparte. Tym bardziej, gdy dotyczą historii polsko-ukraińskiej. Surmiak-Domańska fantastycznie przeprowadza nas przez meandry rodzinnej opowieści i choć chwilami wydaje mi się, że za dużo jest tam słów, to z pewnością “Czystka” jest ważną opowieścią o tym skąd jesteśmy.

9. Łukasz Barys, “Kości, które nosisz w kieszeni”, wyd. Cyranka

Najlepszy debiut prozatorski mijającego roku. Książka, o której pisałem i mówiłem już wiele razy, zatem przejdźmy do kolejnej pozycji.

8. Piotr Oczko, “Pocztówka z Mokum. 21 opowieści o Holandii”, wyd. Znak

Oczko przypomina czytelnikom na czym polega porządny esej, w którym jest miejsce na detal i szczegół, ale też wizję makrohistoryczną oraz osobiste uwagi i komentarze. Język Oczki jest bogaty, erudycyjny, ale wciąż komunikatywny i unikający naukowego żargonu. To książka, którą po prostu można czytać dla przyjemności. To może i są “opowieści o Holandii”, ale to również opowieść o Polsce i relacji z nią, która jak u prawie każdej osoby nienormatywnej przebiega na linii miłość-nienawiść. “Pocztówka…” jest w jakimś stopniu opowieścią mentalnego wygnańca, który nigdy nie opuści swojego kraju. Książka mądra, momentami wzruszająca, a do tego pięknie wydana. Czysta przyjemność lektury.

7. Aleksandra Zbroja, “Mireczek”, wyd. Agora

Za to, że daje język do mówienia o trudnej, polskiej, zapijaczonej rzeczywistości. Mimo zróżnicowania formalnego, książka Zbroji jest doskonale skonstruowana i zawiera w sobie zarówno osobistę opowieść jak i reporterskie perełki. Nieprzegadana, wartka, wciągająca opowieść o bardzo trudnym temacie. Pisana z nerwem, ale też jasno określająca granice autobiograficznej opowieści. “Mireczek” ma potencjał wspólnototwórczy, bo jest opowieścią jaką tysiące ludzi w Polsce noszą w sobie. W końcu wypowiedzianą na głos.

6. Magdalena Grzebałkowska, “Wojenka”, wyd. Agora

Trzecia książka Agory w tym zestawieniu, co mnie samego przeraża, ale nic nie poradzę na to, że mi się książka Grzebałkowskiej bardzo podoba. I to nie jest towarzyski gest - choć Magdę uwielbiam - bo po prostu gdy przeglądałem stosy książek, które przeczytałem w tym roku, okazało się, że jest to jedna z niewielu, z której pamiętam większość historii. Grzebałkowska choć pisze w oszczędnym, nierozrzutnym stylu, to pisze historie dla masowego czytelnika - które mają dostarczać wiedzy, trochę wzruszyć, trochę zafrapować. To reportaż empatyczny, przypominający o tym, że głosem, który najtrudniej nam usłyszeć i po latach opowiedzieć, jest głos dzieci. Choćby odtwarzany po latach.

5. Joanna Ostrowska, “Oni”, wyd. Krytyka Polityczna

Badania Ostrowskiej nad wojennymi losami osób nieheteronormatywnych są przełomowe i niezwykle ważne, ale polska rzeczywistość jest taka, że bardzo nieliczni zwracają na nią uwagę. Oczywiście to nie tylko efekt homofobii, ale też naszego uodporonienia na historie wojennych ofiar. Można też było oczekiwać od Ostrowskiej i redakcji bardziej reporterskiego podejścia, a w efekcie książki łatwiejszej w lekturze, nie będącej katalogiem postaci, ale warto pamiętać, że jesteśmy dopiero na etapie poznawania tej historii i każdy dokument, każdy życiorys jest ważny, bo do tej pory znaliśmy ich zaledwie kilka. Za wytrwałość, przełamywanie mentalnych zasieków polskiej historiografii i udowodnienie, że trzeba podążać za intuicją. 

4. Marcin Wicha, “Kierunek zwiedzania”, wyd. Karakter

Wicha trochę przekombinował - opowieść o awangardzie, Kazimierzu Malewiczu i sensie sztuki stała się dla autora pretekstem do formalnych eksperymentów, z których pierwszy - autorstwa Przemka Dębowskiego - widzimy na okładce. Efekt będzie dla jednych chaotyczny i nieczytelny, dla innych - arcydzielny. Akurat trafiło na czytelnika, który od lat pasjami czyta o awangardzie pierwszych dziesięcioleci XX wieku i należy do groupies Malewicza czy Mondriana, a do tego trochę pomęczył się kiedyś na historii sztuki. Dlatego dla mnie to jest wspaniała, wielowątkowa przygoda, z której nigdy nie zapomnę końcowej sceny na przystanku tramwajowym. Ale tak to jest z awangardowymi pomysłami na literaturę i nie zdziwię się jeśli w tym roku Wicha nie skradł waszych serc tak, jak działo się to z poprzednimi książkami. Z książką Wichy jest trochę jak z wizytą w muzeum - dla jednych będzie fascynującą przygodą, dla innych - włóczeniem się po nudnej plątaninie korytarzy. 

3. Filip Zawada, “Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna”, wyd. Znak

Nikt tak jak Zawada nie potrafi przechodzić od śmiechu do łez. To wybitny stylista, który gdyby chciał z pewnością napisałby książkę kucharską, nad którą byśmy wszyscy płakali. Choć to może nie jest najlepsze porównanie, bo ja płaczę nad książkami kucharskimi częściej - ale to płacz nad sobą i tym, co jest efektem mojej ich lektury. Nie chcecie, żeby was karmił. Ale chciejcie, by dokarmiał was swoją literaturą Zawada, bo robi to mistrzowsko. Ciekawie zestawia się książkę Zawady z reportażem Surmiak-Domańskiej - oba teksty odsłaniają przemocową przeszłość i oba pokazują zmianę pokoleniową, która zachodzi na naszych oczach. Dodając do tego Zbroję i jej opowieść o alkoholizmie - literatura funduje nam psychoterapię, której wszyscy potrzebujemy. 

2. Jerzy Szperkowicz, “Wrócę przed nocą”, wyd. Znak

Szperkowicz wraca do czasów wojny, w białoruskie okolice swojego dzieciństwa. Zaprasza nas do wspólnego śledztwa, które jest bolesne dla obu stron - czytelnika i autora. I choć wydawałoby się, że jest to jedna z wielu podobnych do siebie historii, to Szperkowicz udowadnia, że gdy ma się język i mistrzowsko panuje nad konstrukcję reportażu, wszystko można opowiedzieć na nowo. A i wcale nie tak oczywista jest to opowieść, bo przeszłość splata się tu z teraźniejszością w bardzo przemyślnej konstrukcji. Myślę, że gdy za ileś lat będziemy uczyć młodzież jak pisać reportaż oparty o osobistą historię, to będziemy to robić właśnie na książce Szperkowicza. “Wstrząsających historii rodzinnych” są setki, ale tylko niektóre z nich stają się wielką literaturą. To jeden z tych rzadkich przypadków. 

1. Kacper Pobłocki, “Chamstwo”, wyd. Czarne

O żadnej innej książce - może poza “Kajś” Rokity” - nie słyszałem w tym roku tak często od swoich rozmówców i rozmówczyń. Pobłocki w tym pięknie napisanym eseju pokazuje jak wygląda polska historia chłopstwa, w jaki sposób do dzisiaj przetrwały niektóre struktury, a jak zapomnieliśmy o innych. Walczy Pobłocki z mitami, na nowo czyta klasyków, ale też przypomina, że prawda jest ludowa i to wśród opowieści ludowych trzeba szukać prawdziwego obrazu przeszłości. Książka z potencjałem emancypacyjnym i afirmacyjnym, napisana odważnie, emocjonalnie, na przekór. Jedna z tych pozycji, które są w stanie przeorać nasze myślenie. 

Chciałbym też wyróżnić jeden tytuł - “Rzeszot” Bartosza Sadulskiego, książkę pokazująca niesamowitę wręcz sprawność pisarską autora. Ma ona jednak pewną wadę - zbytnie zapatrzenie się w język. Gdyby stosować metafory sportowe to Sadulski biegnie po bieżni i - nie zauważając łuku - wybiega ze stadionu. A szkoda, bo to naprawdę spory talent. 

“Chamstwo” Kacpra Pobłockiego, które bez żadnych wątpliwości umieściłem na pierwszym miejscu listy najlepszych polskich książek inspiruje do tworzenia nowych opowieści, zmiany dominującej w polskiej literaturze perspektywy. Jest to dzieło historyka, etnografa, ale przede wszystkim pisarza. Bardzo dobrego pisarza.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Co leży na zakręcie w pewnej powieści dla dziewcząt?