Znak, Michał Rusinek, instagram, zdaniem_szota, Scott Stuart, Adriana Celińska, Aurelia Blanc
Instagram #1122
Post udostępniony przez Zdaniem Szota (@zdaniem_szota)
Post udostępniony przez Zdaniem Szota (@zdaniem_szota)
Hanna Łupińska zadaje zarówno tym najmłodszym, jak i starszym, pytania na które nigdy nie znajdziemy jednej, właściwej odpowiedzi. “Co oznacza być wolnym?”, jak te, na które odpowiedzi są znane: “Dlaczego niektóre drzewa rozbierają się na zimę”. Jest tu też pytanie kluczowe dla sytuacji, w której się znajdujemy, czyli :”Czy co roku przychodzi ta sama wiosna?”. Wspólne filozofowanie w towarzystwie pięknych, minimalistycznych ale też wieloznacznych i niezwykle plastycznych mimo abstrakcyjnej formy, rysunków z pewnością może być dobrym pomysłem na spędzenie Światowego Dnia Książki z...
W ramach ostatniej dostawy lektur dla młodszych czytelników i czytelniczek dostałem dwie książki z serii “Horrrendalna historia Polski” Małgorzaty Fabianowskiej i Małgorzaty Nesteruk (ilustracje Jędrzej Łaniecki), która jest naszą rodzimą odpowiedzią na klasyczną już “Strrraszną historię” Terry’ego Deary’ego i choć pamiętam doskonale jak mnie bawiły książki w rodzaju “Ci wredni Rzymianie”, to w polskiej wersji zupełnie nie potrafiłem wejść w zaprezentowany dowcip, a to nie powinno być wcale takie trudne, bo poczucie humoru to ja mam naprawdę niewyszukane. Poza dowcipem “Horrrendalna...
Spotkanie z pisarkami Justyną Bednarek i Zofią Stanecką oraz ilustratorkami Aleksandrą Artymowską i Aleksandrą Płocińską.
Mam bardzo dużo poważnych lektur “na wczoraj” i książkę do napisania na głowie, zatem spędziłem pół wieczora z książkami dla dzieci. Bo były naklejki. A bardziej na poważnie to chciałem zobaczyć jak pisarki i pisarze radzą sobie z materią książki dla dzieci uczącej czytać. To wcale nie jest łatwe zadanie, bo autorki i autorzy muszą poruszać się w pewnych bardzo dokładnie określonych warunkach. I tak na poziomie pierwszym tekst powinien mieć do 200 wyrazów, zdania powinny być krótkie, a w czytanym tekście występować tylko głoski podstawowe. I chyba warunek “krótkich zdań” sprawił, że...
“Wiktor” duetu Jacques i Lise wydany przez Format, a przełożony przez Iwonę Mączkę to wspaniałe ilustracje operujące kontrastem, świetnie skomponowane ze starannie zestawionymi barwami, ale już sama historyjka jest dość marna. Ot, Wiktor jest myśliwym, upolował geparda, poszedł spać, przyśniło mu się że zaklada gepardzią skórę i zaprzyjaźnia się opłakującymi śmierć przyjaciela kotami. W finale gepardy odkrywają oszustwo Wiktora, a ten obiecuje, że więcej nie będzie już polował. No, fajnie i co dalej? Wiktor zwija gepardzią skórę i... ? I wraca do polowania, ale na zebry. Niby przewrotne,...
Czytając “Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” Sama McBratneya z ilustracjami Anity Jeram, która to książka jest uroczą opowiastką o Małym Brązowym Zajączku i Dużym Brązowym Zajączku, byłem szczerze zaskoczony płynnością i urodą przekładu. Cofnąłem się do strony tytułowej i zobaczyłem powód mojej radości - Jarosław Mikołajewski. Po prostu wspaniale się to czyta, chociaż wydaje się, że nie ma czego czytać, bo to taka historyjka gdzie Zajączki licytują się na to który kocha bardziej (“Oooo tak!”) i tyle. Ta historia pokazuje dwie rzeczy - dobrze zatrudniać dobrych tłumaczy i...
Związek śmierci i życia zajmuje człowieka zapewne od zarania jego dziejów. I od małego - dzieci śmierć fascynuje, bo jest czymś odmiennym od ich radosnej (przeważnie i oby jak najczęściej) codzienności, a życie upływa raczej obok, niezauważenie. Choć jest wszędzie.
Dwie książki, których nie da się czytać oddzielnie, autorstwa Elisabeth Helland Larsen i Marine Schneider w piękny, poetycki, ale nie nadmiernie metaforyczny sposób opowiadają o fenomenie duetu życia i śmierci. Ukazują śmierć jako kogoś, kto jest warunkiem zaistnienia życia, a życie jako stworzenie, które dopiero w parze ze...
To chyba oczywiste, że skoro poryczałem się jak bóbr w połowie lektury, to teraz chciałbym, żebyśmy popłakali sobie wspólnie. Zatem “Mój cień jest różowy” Scotta Stuarta w przekładzie Michała Rusinka książką tygodnia.
Lektura wydobyła z mojej głowy pewne wspomnienie, mocno już ukryte. Otóż na bal w podstawówce chciałem pójść przebrany za motyla. Rodzice chyba nawet partycypowali w przygotowaniach stroju, który z racji naszej nieszczególnej inwencji twórczej ograniczał się do wyciętych z brystolu i pomalowanych w pstrokacizny skrzydeł. Dziś już nie pamiętam - czy poszedłem na bal, czy było...
Post udostępniony przez Zdaniem Szota (@zdaniem_szota)